Tysiące osób na Powązkach oddały hołd powstańcom przy pomniku Gloria Victis. Niestety, nie bez incydentów. Choć prezes Związku Powstańców Warszawskich prosił, by tym razem obyło się bez buczenia, chwilę później wygwizdano premiera.
Syreny przypominające o zrywie 1944 roku zawyły wczoraj o godz. 17 w wielu miastach. We Wrocławiu czy w Białymstoku gdzieniegdzie zamarł ruch. Warszawskie centrum stanęło karnie na minutę. W Łodzi powstała inicjatywa upamiętnienia Powstania Warszawskiego w nazwie ulicy. W Poznaniu odbyły się uroczystości pod pomnikiem Polskiego Państwa Podziemnego. W niedzielę kawałek Wrocławia zamieni się w powstańczą stolicę – tu odbędzie się największa w Polsce inscenizacja poświęcona krwawym wydarzeniom sprzed 68 lat na Woli i Ochocie. Dlaczego Wrocław?
– Bo Powstanie Warszawskie było nie tylko bitwą o stolicę, ale i o Polskę. Bez niego nie byłoby ruchu „Solidarności". Etos tych wydarzeń promieniuje na historię kraju – zwraca uwagę Dominika Arendt-Wittchen z Inicjatywy Historycznej, która organizuje inscenizację. Prywatnie jest wnuczką żołnierza AK Jerzego Arendta, który walczył w Kampinosie. – Po1944 r. do Wrocławia trafiło ponad 500 powstańców. Do dziś żyje ich 52 - są aktywni w życiu miasta i są dla nas wciąż wzorem – ocenia.
Obchody nabierają z roku na rok coraz szerszego zasięgu, odkąd w 2004 r. powstało Muzeum Powstania. – To muzeum zaraża pasją do poznawania historii kolejnych młodych ludzi, stąd tych inicjatyw w innych miastach jest coraz więcej – ocenia wiceprezydent Poznania Dariusz Jaworski.
Fenomen popularności powstańczej idei tłumaczy tym, że to wydarzenie heroiczne jest najmniej odległe w historii. – A bohaterów mamy wciąż wśród nas – zauważa.