Zaginiona zastawa wróci do Polski

W Pradze odnaleziono naczynia z Orłem Białym, które mogły należeć do ostatniego ambasadora II RP w III Rzeszy

Publikacja: 11.10.2012 21:45

Józef Lipski (pierwszy z prawej) z Adolfem Hitlerem

Józef Lipski (pierwszy z prawej) z Adolfem Hitlerem

Foto: NAC

Zastawa składa się z ponad 100 elementów. Talerze, półmiski, sosjerki, wazy, filiżanki. Wszystko z orłem białym i złotą obwódką. Nie ma żadnych wątpliwości, że przed wojną naczynia służyły dyplomatom II RP. Najprawdopodobniej jest to najlepiej zachowany podobny komplet na świecie. Te, które przetrwały w Polsce, są bowiem mocno wybrakowane.

Zastawa jest zapakowana w kilka pudeł, które stoją w magazynach czeskiej wytwórni filmowej na Barrandovie. Za czasów komunistycznej Czechosłowacji służyła jako rekwizyt w filmach, których akcja rozgrywała się w arystokratycznych dworach czy na salonach dyplomatycznych. „Wystąpiła” także w kręconym w Pradze polskim filmie „Zaklęte rewiry” (1975) z Markiem Kondratem w roli głównej.

Dyplomaci III RP dowiedzieli się o istnieniu zastawy przez przypadek. Do MSZ zgłosił się Maciej Putowski, dekorator wnętrz w „Zaklętych rewirach”, który przypomniał sobie, że w latach 70. widział w Czechosłowacji wspaniałe talerze z Orłem Białym. – Ta zastawa jest własnością MSZ. Zależy nam na tym, by wróciła do Polski. Negocjacje w tej sprawie trwają – mówi „Rz” Wojciech Kowalski, który w MSZ zajmuje się odzyskiwaniem dzieł sztuki.

Z bombardowanego Berlina

Jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się w ambasadzie w Pradze, Czesi są gotowi oddać zastawę. Szefowie studia zobowiązali się, że aż do czasu załatwienia sprawy zastawa nie będzie przewożona ani używana podczas zdjęć. Nasi dyplomaci chcą, by naczynia z Orłem Białym mogły zostać pokazane w Warszawie na wystawie zorganizowanej z okazji Dnia Służby Zagranicznej, który przypada 16 listopada.

Pozostaje jednak pytanie: Skąd zastawa wzięła się w Pradze? – To, że należała do ostatniego posła II RP w Czechosłowacji Kazimierza Papée, wydaje się mało prawdopodobne. Przestał on bowiem pełnić swą funkcję w marcu 1939 roku, w momencie likwidacji państwa czechosłowackiego. Placówka została więc ewakuowana w sposób prawidłowy, najprawdopodobniej wszystko zdążono z niej wywieźć — mówi „Rz” Michał Wołłejko, polski historyk mieszkający w Pradze.

Wysuwa on hipotezę, że zastawa należała do ambasadora w Berlinie Józefa Lipskiego. – Z oczywistych przyczyn we wrześniu 1939 roku nasza placówka w Rzeszy nie została ewakuowana w całości. Jej mienie pozostało w Niemczech – mówi Wołłejko. – W końcowych miesiącach II wojny światowej Niemcy przewozili zaś wartościowe przedmioty ze zrujnowanego bombardowaniami Berlina właśnie do Pragi – dodaje.

Wskazuje on, że obok polskiej zastawy w studiach filmowych na Barrandovie znajdują się liczne przedmioty pochodzące z urzędów III Rzeszy. M.in. elementy wyposażenia kancelarii Reichstagu.

Bomba w sejfie

Józef Lipski był jednym z najważniejszych dyplomatów II RP. Na placówce w Berlinie przebywał od maja 1933 r. aż do wybuchu wojny. Był jednym z twórców polsko-niemieckiego odprężenia w latach 1934–1939. To jego podpis, obok podpisu szefa dyplomacji Rzeszy Konstantina von Neuratha, znalazł się pod polsko-niemiecką deklaracją o nieużywaniu przemocy z 26 stycznia 1934 r.

Szczegółowe okoliczności ewakuacji ambasady w Berlinie znamy z relacji Karola Kraczkiewicza, polskiego dyplomaty, któremu Lipski powierzył koordynowanie wyjazdu placówki. Opisał on całą sprawę w roku 1977 na łamach paryskich „Zeszytów Historycznych”. Już w nocy z 31 sierpnia na 1 września pracownicy placówki spalili większość dokumentów.
Pozostały tylko te najważniejsze – między innymi szyfry, które zostały zamknięte w pancernym sejfie. Gdy rano 1 września radiotelegrafista odebrał z Warszawy wiadomość o rozpoczęciu działań wojennych, szyfrant pobiegł do sejfu i odpalił w nim specjalną bombę zapalającą. Resztę dokumentów spalono w piecach. Dyplomaci obawiali się, że na teren placówki może wtargnąć gestapo.

Obawy te okazały się nieuzasadnione. Wokół budynku ambasady na Kurfürstenstraße 136 początkowo pojawiło się jedynie kilku agentów po cywilnemu. Gdy Lipski zażądał prawa do natychmiastowego opuszczenia Niemiec, usłyszał odpowiedź odmowną. Polscy dyplomaci nie mogli wyjechać, dopóki do Berlina nie dotrze wiadomość o bezpiecznym wyjeździe niemieckich dyplomatów z Polski.

W ten sposób Polacy stali się zakładnikami. Ponieważ w bombardowanej przez Luftwaffe Polsce występowały poważne problemy komunikacyjne, niemieccy dyplomaci wyjechali do Prus Wschodnich przez Litwę dopiero 2 września. Ewakuacja polskiej ambasady rozpoczęła się więc 3 września. Ambasador Lipski zarządził, że każdy dyplomata może zabrać ze sobą jedną walizkę. Tylko kilku Polaków skorzystało z niemieckiej propozycji, aby wziąć nieco więcej rzeczy. O zabraniu zastawy jednak nie było mowy.

„Odcinek ulicy, przy którym stały gmachy ambasady i Konsulatu Generalnego, był otoczony zwartym kordonem agentów gestapo. Ruch samochodowy i pieszy został całkowicie wstrzymany. Po chwili nadjechała długa kolumna samochodów osobowych wraz z kilkoma ciężarówkami. Wkrótce wszyscy zajęli miejsca i kolumna ruszyła pod eskortą agentów gestapo na motocyklach” – wspominał Kraczkiewicz.

Emocje Hitlera

Polacy zostali przewiezieni na dworzec w Charlottenburgu. Tam czekał na nich błyszczący nowością pociąg specjalny z salonką dla ambasadora, wagonami sypialnymi pierwszej klasy dla reszty dyplomatów i wagonem restauracyjnym zaopatrzonym w niezwykle wykwintne potrawy i znakomite wina. Wkrótce pociąg wyruszył w stronę granicy z Danią.
Nad Morzem Północnym, we Fryzji, Polacy zostali jednak zatrzymani. Okazało się bowiem, że dwóch niemieckich dyplomatów z placówki w Warszawie zawieruszyło się gdzieś, wyjeżdżając do Prus. Niemcy nie chcieli wypuścić Lipskiego, dopóki ta dwójka się nie odnajdzie. Podczas gdy pociąg stał na bocznicy, doszło do zaskakującego wydarzenia. Niemcy odgrodzili kawałek plaży kordonem esesmanów i pozwolili się Polakom wykąpać w morzu.

„Nie dziwiłbym się, gdyby decyzja zapewnienia poprawnych warunków ewakuacji personelu ambasady polskiej była powzięta na wysokim szczeblu, może nawet osobiście przez Hitlera. Ten tak psychicznie pokręcony człowiek, którego zwykle cechowała skrajna brutalność i barbarzyństwo – czego jednym z dowodów są nakazane osobiście przezeń zbrodnie popełnione w Polsce – wykazywał czasem niespodziewane emocje” – pisał Kraczkiewicz.

Pociąg wkrótce został puszczony dalej i 5 września wjechał do Danii. Lipski, choć niezdrów i przemęczony, zdecydował się pojechać do ministra Józefa Becka, aby złożyć mu raport ze swojej działalności. Do Polski przedarł się przez Szwecję, Finlandię, Estonię i Łotwę. Znalazł się w Wilnie, skąd wyruszył do Kut. Tam spotkał się z Beckiem niemal przed samym przekroczeniem przez niego granicy rumuńskiej w nocy z 17 na 18 września.

Początkowo Lipski nie chciał wyjeżdżać. Chciał przedrzeć się do Warszawy, aby pośredniczyć tam w rozmowach między Niemcami a ludnością cywilną. Uniemożliwiła mu to jednak wroga postawa okolicznej ukraińskiej ludności. Ostatecznie ambasador przez Rumunię udał się do Francji, gdzie zaciągnął się do tworzonej tam armii Władysława Sikorskiego. Zmarł w 1958 roku w Waszyngtonie.

Choć zgodnie z wcześniejszą umową gmachem polskiej ambasady mieli opiekować się Szwedzi, już 20 listopada Berlin uznał, że w związku z „upadkiem państwa polskiego” układ ten nie obowiązuje. Budynek został przejęty przez Niemców i to zapewne wówczas w ich ręce dostała się zastawa Lipskiego. Choć wyjazd ambasadora z Rzeszy odbył się w sposób poprawny, to Niemcy zupełnie inaczej potraktowali pracowników naszych konsulatów, których w Rzeszy było czternaście. Wielu z nich zostało internowanych i aresztowanych. Kilku zamęczono w obozach.

Zastawa składa się z ponad 100 elementów. Talerze, półmiski, sosjerki, wazy, filiżanki. Wszystko z orłem białym i złotą obwódką. Nie ma żadnych wątpliwości, że przed wojną naczynia służyły dyplomatom II RP. Najprawdopodobniej jest to najlepiej zachowany podobny komplet na świecie. Te, które przetrwały w Polsce, są bowiem mocno wybrakowane.

Zastawa jest zapakowana w kilka pudeł, które stoją w magazynach czeskiej wytwórni filmowej na Barrandovie. Za czasów komunistycznej Czechosłowacji służyła jako rekwizyt w filmach, których akcja rozgrywała się w arystokratycznych dworach czy na salonach dyplomatycznych. „Wystąpiła” także w kręconym w Pradze polskim filmie „Zaklęte rewiry” (1975) z Markiem Kondratem w roli głównej.

Pozostało 90% artykułu
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater