Zabłocki nie od mydła

Przed 150 laty warszawscy konspiratorzy dokonali egzekucji na szpiclu Pawle Felknerze. Dzieje cukiernika Cypriana Zabłockiego, który ukrywał zamachowców, aż dotąd pozostawały nieznane nawet badaczom powstania 1863 roku.

Publikacja: 17.11.2012 00:01

Ulica Chłodna w Warszawie na fotografii Karola Beyera z 1859 roku. Pośrodku wybudowany dekadę wcześn

Ulica Chłodna w Warszawie na fotografii Karola Beyera z 1859 roku. Pośrodku wybudowany dekadę wcześniej kościół św. Karola Boromeusza. Drugi dom od prawej strony to plebania tutejszej parafii św. Andrzeja Apostoła. W drugim od lewej zaś mieszkał wraz z rodziną Cyprian Zabłocki. Nad najbliższym oknem w parterze widać nieczytelny szyld – być może prowadzonej tu przezeń cukierni

Foto: Muzeum Narodowe w Warszawie

Red

We wtorkowe przedpołudnie 30 kwietnia 1872 roku dyżur w kancelarii parafii św. Andrzeja pełnił ksiądz Stanisław Lipiński, który tego dnia zastępował proboszcza. Dwaj panowie, którzy przedstawili się jako urzędnicy warszawskiego magistratu, położyli przed nim dokument świeżo wydany przez carskiego prokuratora przy miejscowym trybunale cywilnym i postanowienie okręgowego sądu pokoju, oba oczywiście w języku rosyjskim. Trzeba było też sięgnąć po Kodeks Cywilny Królestwa Polskiego, goście powołali się bowiem na jego artykuł 94: „Wszelkie akta lub metryki sporządzone za granicą albo w kraju, lecz nie przed Urzędnikiem zamieszkania osób, których się dotyczą, powinny bydź ma żądanie stron interessowanych do Xiąg właściwych mieysca zamieszkania tychże osób wciągnięte". Towarzysząca im kobieta wytłumaczyła zaś, że zamierza ponownie wstąpić w związek małżeński.

Tekst z tygodnika "Plus Minus"


Wikary westchnął. Nie pozostało mu nic innego jak przyjąć nietypowy meldunek i sporządzić dokument o zgonie nieboszczyka, który od ponad dwóch lat spoczywał o trzy tysiące wiorst stąd, w Jekaterynburgu. Do mowy zaborcy w sprawach urzędowych przywykł, a westchnął, bo nazwisko zmarłego przypomniało mu czasy sprzed ledwie dekady, ale tak odległe, jakby wiek od nich minął.



Rodem z Zaprośnia



Cypriana Zabłockiego nie znał, lecz słyszał o nim. Mieszkał w domu naprzeciwko plebanii, po drugiej stronie Chłodnej. Z okna kancelarii doskonale widoczny był lokal na parterze, gdzie zmarły prowadził cukiernię. Ksiądz raz jeszcze westchnął i pochylił się nad księgą.

Ta historia nie zaczyna się jednak ani w Warszawie, ani na Uralu, tylko w Kaliskiem, nad Prosną, która od 1815 roku rozgraniczała Kongresówkę od Wielkiego Księstwa Poznańskiego. A dokładnie w okolicy Wieruszowa, gdzie jak pisał historyk i geograf Edmund Callier, „Komory celne, straże graniczne i roje przemytników osiadły [...] po obu brzegach rzeki".

Po zachodniej, pruskiej stronie, w majątku Kierzno funkcję ekonoma pełnił imć Mateusz Sałecki, po wschodniej, rosyjskiej zaś, u Karśnickich w Węglewicach – imć Idzi Zabłocki. Ale miłość nie zna granic i panna Zuzanna Sałecka oddała rękę sąsiadowi. Przez pierwsze lata mieszkali osobno, rozdzieleni kordonem, co nie przeszkodziło przyjść na świat najpierw córce, a 17 sierpnia 1826 roku – synowi. Ochrzczony jako Stefan Cyprian, w dorosłym życiu posługiwał się i podpisywał tylko drugim imieniem, pod nim figuruje także we wszelkich sprawach urzędowych.

Rok później Zabłoccy, już razem, przenieśli się do Kuźnicy Grabowskiej, gdzie Idzi objął posadę ekonoma u Marianny Wierzbickiej, dzierżawiącej tamtejsze dobra od Anny Elżbiety z książąt Radziwiłłów hrabiny Raczyńskiej. W kuźnickim dworze urodziło się im kolejnych troje dzieci. Wreszcie w 1835 roku rodzina osiadła w pobliskim folwarku Michałów, który Idzi wydzierżawił. I tam rok później zmarł, osierocając żonę i sześcioro pociech (ostatni syn był pogrobowcem). Wkrótce przyszedł też kres ich ziemiańskiego żywota, kiedy matka drugi raz wyszła za mąż – za młodszego od siebie o 10 lat kowala, a późniejszego karczmarza w Czajkowie, z którym miała następnych pięcioro dzieci. Zmarła w trakcie epidemii cholery w 1848 roku, w tym czasie Cyprian był już jednak dorosłym człowiekiem.

Najsłodsze lata

Nieznane są okoliczności, w jakich Cyprian Zabłocki osiadł w Warszawie. Co najmniej od 1852 roku mieszkał w należącej wówczas do Kacpra Makowieckiego murowanej kamienicy pod numerem hipotecznym 765 przy ulicy Elektoralnej, później noszącej adres Chłodna 10. Tam też mieściła się utrzymywana przezeń cukiernia, zapewne przejęta po Nowakowskim, który pod tym samym adresem miał lokal kilka lat wcześniej. Elektoralna i Chłodna, dzisiaj boczne uliczki, tworzyły wówczas jedną z pryncypalnych arterii, łączącą centrum miasta z rogatkami wolskimi i leżącym za nimi na poły wiejskim przedmieściem Wielka Wola. Tędy biegł główny trakt, prowadzący z Warszawy na zachód, miejsce było więc uczęszczane i nie tylko z racji bliskiego sąsiedztwa kościoła znakomicie nadawało się do prowadzenia słodkiego interesu.

Zapewne nigdy nie uda się odtworzyć, w jaki sposób Zabłocki trafił do zawodu, którego nie uprawiał wcześniej nikt z jego bliskich. Praktyk i kronikarz tego fachu Wojciech Herbaczyński podaje, że u schyłku Pierwszej Rzeczypospolitej warszawscy cukiernicy, wówczas głównie piernikarze, obronili swą niezależność od cechu piekarzy, lecz w rezultacie przez następne stulecie nie posiadali własnego zrzeszenia. Władze zaborcze nie sprzyjały organizowaniu się Polaków, sprawę uregulowano więc dopiero blisko 30 lat po powstaniu styczniowym. Ważnym krokiem na drodze do tego było wystąpienie w 1872 roku dziesięciu cukierników, m.in. Antoniego Bliklego i Emila Wedla, o zgodę na utworzenie cechu. Gdyby losy naszego bohatera potoczyły się inaczej, miałby szansę znaleźć się w tym gronie, jako jeden z założycieli zgromadzenia. Stało się jednak inaczej, a droga zawodowa Zabłockiego chyba już na zawsze pozostanie tajemnicą. W pracach historycznych Herbaczyńskiego i Bliklego brak też wzmianek o jego lokalu.

Prawdopodobnie w 1851 roku Cyprian ożenił się z młodziutką, 17-letnią Emilią Perkowską. Nie wiemy, gdzie do tego doszło, ich aktu ślubu nie ma bowiem ani w rodzinnym Tykocinie panny młodej, ani w żadnej z ówczesnych parafii warszawskich. W ciągu sześciu lat Emilia wydała na świat czworo potomków. Piąty poród – 27 stycznia 1858 roku – zakończył się tragicznie: śmiercią i matki, i dziecka. „W osieroceniu, jakiem podobało się BOGU dotknąć mnie z czworgiem drobnych dzieci, było mi już niemałą pociechą, że żal z niepowetowanej straty dzieliło ze mną tylu Znajomych i Przyjaciół, których radbym w tych kilku wyrazach przekonać o mojej wdzięczności za ich prawdziwie chrześcijańską posługę" – czytamy w najbardziej wzruszającym z aż trzech nekrologów, które zamieścił wdowiec w „Kurierze Warszawskim", a które treścią daleko odbiegają od konwencjonalnej czułostkowości epoki.

Gdy minął zwyczajowy okres rocznej żałoby, Cyprian zdecydował się na powtórny ożenek. Było to wówczas powszechną praktyką, zwłaszcza z uwagi na potrzebę zapewnienia pociechom właściwej opieki. W czerwcu 1859 roku wziął ślub z młodszą odeń o 10 lat Katarzyną Zajkowską. Jednak także w zamożniejszych sferach „szlacheckiego mieszczaństwa Warszawy" (tak nazwał je Jan Emil Skiwski), do których należała rodzina cukiernika, śmiertelność dzieci była wówczas bardzo wysoka. Jesienią zmarł jego czteroletni synek z pierwszego małżeństwa, a trzy lata później kolejny, już z drugiej żony. Katarzyna urodziła Cyprianowi jeszcze dwie córki.

Łącznie spośród ośmiorga dzieci Zabłockiego dorosłości dożyło na pewno troje: pierworodny syn Stanisław Cyprian, stolarz i dozgonny kawaler, oraz dwie córki, które osiągnęły wiek sędziwy i odeszły dopiero w połowie XX wieku. Michalina Justyna, po mężu Wyszomirska, żyła aż 96 lat, a Marianna Katarzyna, po mężu Bartoszek – 87. Losów dwóch innych córek nie udało się ustalić. Ale ojcu niedługo dane było cieszyć się życiem rodzinnym.

Kwit i sztylet

W okresie poprzedzającym powstanie styczniowe w Warszawie rozwinęła się pierwsza w historii naszego kraju masowa konspiracja. Nie były to już elitarne spiski wojskowych lub polityków, lecz szeroka struktura, tzw. organizacja miejska, która stanowiła główną bazę Tajemnego Państwa Polskiego w stolicy. Znajdowała się ona pod przemożnym wpływem radykalnej ideologii stronnictwa czerwonych, które dążyło do połączenia niepodległościowej irredenty z rewolucją społeczną. Wszystko wskazuje na to, że nasz bohater działał w tym podziemiu.

W toku późniejszego śledztwa ustalono, że „cukiernik Cyprjan Zabłocki zbierał fundusze dla powstańców udających się na pole walki, a prócz tego ukrywał zabójców Felknera, których znał osobiście". Być może należał on do „poborców narodowych", o których pisze Stefan Kieniewicz, że „opatrzeni legitymacjami [...] przedstawiali oni płatnikom kwity sznurowe na określoną sumę. Kwity były numerowane, lecz nie nosiły nazwiska płatnika. W wypadku uiszczenia sumy najbliższy numer »Ruchu« [tajnej gazety Rządu Narodowego] potwierdzał odbiór, drukując numery kwitów, za które wpłynął podatek", zaś dla zapobieżenia defraudacjom był ów „kwitariusz przewiązany sznurkiem i opieczętowany tak, aby nie było można zmienić żadnego kwitu bez zerwania pieczęci". Choć jest również możliwe, że chodziło o jakąś oddolną kwestę na skarb narodowy.

Bez porównania głośniejszym wydarzeniem był zamach na Pawła Felknera, naczelnika kancelarii tajnej w zarządzie oberpolicmajstra Warszawy. Dokonali go 8 listopada 1862 roku sztyletnicy – członkowie żandarmerii narodowej, stworzonej dla ochrony podziemnych władz. Było to pierwsze z serii ich skrytobójczych wystąpień, które miały zastraszyć rosyjskich szpicli i ich konfidentów. Wybór padł na cieszącego się złą sławą byłego inspektora szkolnego, który gdy Wielopolski usunął go ze stanowiska, wstąpił do policji i kierował szpiegowaniem warszawskich spiskowców. „Ruch" już dwa miesiące przedtem wskazał go jako sprawcę „wsypy", do której doszło poprzedniej zimy.

Felkner został napadnięty, gdy wracał o szóstej wieczorem z Zamku do domu. Zasadzkę urządzono w bramie kamienicy numer 1095 przy ulicy Twardej, gdzie mieszkał, blisko skrzyżowania z Ciepłą (późniejszy adres: Twarda 24). Oficjel zajmował tam najpewniej wygodne lokum, o którym wyobrażenie daje półtora roku wcześniejsze ogłoszenie w „Kurierze". Właściciel domu, pan Zaytler, oferował wówczas „mieszkania, składające się z 4ch Pokoi frontowych, Przedpokoju, Kuchni, Spiżarni, Komórki i Piwnicy, do których w razie potrzeby, może być dodana Stajnia i Wozownia, całkiem odświeżone i w jak najlepszym stanie, do najęcia zaraz [...] za nader umiarkowaną cenę". Tak wyglądał wtedy jedynie co dziesiąty lokal w mieście.

Rosjanin zdążył tylko krzyknąć „Zgiń, bestio" do napastnika, który pierwszy go schwycił. Zabójcy zabrali dokumenty, które miał przy sobie. Obcięli mu też ucho na dowód, że wyrok został wykonany. Akcją zorganizowaną przez Jana Mękarskiego dowodził Władysław Kotkowski, który później, na zesłaniu, za udział w powstaniu zabajkalskim został rozstrzelany. Wśród uczestników znaleźli się także urzędnik Józef Marcinkiewicz oraz rzemieślnicy Marceli Szulc i Romuald Dzwonkowski, a ofiarę śledził gimnazjalista Stanisław Rabiński. Śledczy nie wskazali, z którymi z nich kontakty utrzymywał cukiernik z Elektoralnej.

Jeszcze na długo, zanim wszyscy oni stanęli przed sądem, sprawa znalazła finał smutny, choć nierzadki w konspiracyjnych realiach każdej epoki. Kiedy bowiem po wybuchu powstania Mękarski opuścił miasto i dołączył do jednej z leśnych partii, jego kochanka Anna Wiśniewska poczęła natarczywie wypytywać innych zamachowców o miejsce jego pobytu. Nieopatrznie posunęła się przy tym do zaszantażowania ich demaskacją. Wobec tego uznano, że kobieta stanowi zagrożenie dla tajnej organizacji, i ją też zasztyletowano.

Nie wiadomo, kiedy doszło do aresztowania Cypriana Zabłockiego. Jeszcze 3 października 1863 roku pozostawał na wolności, bo przyniósł wówczas do chrztu swoją ostatnią córkę. Zamach na Twardej odbił się jednak zbyt szerokim echem, by udzielenie pomocy sztyletnikom mogło ujść mu płazem.

Ostatni etap

O skali zainteresowania sprawą świadczą liczne donosy, najczęściej bałamutne, jakie składano na domniemanych zamachowców. Autorem jednego z nich, zachowanego w archiwum białostockim, był ksiądz kanonik Julian Zaleski, proboszcz w podlaskim zaścianku Kobylino. Denuncjując konspiratorów i powstańców różnych szczebli, od naczelnych władz po własnych parafian, pisał on do rosyjskiego naczelnika wojskowego w Łomży: „W miesiącu czerwcu roku przeszłego [1862] będąc w Warszawie, wykryłem redaktora gazety narodowej »Głos Kapłana Polskiego « i członka Komitetu Centralnego wydziału opieki włościan [...] zabójcę Felknera, który uciekł mieszkając na Pradze, a którego nazwisko nie przychodzi mi na pamięć, ale J[aśnie] W[ielmożnemu] Jenerałowi Rożnow podałem". Zdanie to, nieskładne gramatycznie i zapewne dalekie od rzetelności (jak można wykryć mordercę na pięć miesięcy przed zamachem?!), więcej niż o rzekomym uczestniku zabójstwa mówi o emocjach nagromadzonych wokół sprawy.

Rosyjscy śledczy wpadli na trop dopiero w 1864 roku. Wkrótce wszyscy zamachowcy zostali wyłapani i otrzymali surowe wyroki, które zatwierdził namiestnik carski hrabia Fiodor Berg. Na początku września 1865 roku przed Audytoriatem Polowym Wojsk w Królestwie Polskim stanął też Zabłocki i został skazany „na roboty ciężkie w fabrykach przez lat sześć". Autorem tej jedynej w całej obfitej literaturze dotyczącej powstania i ówczesnej konspiracji wzmianki o Cyprianie Zabłockim jest Henryk Cederbaum. Ten warszawski adwokat wkrótce po wyjściu Rosjan z miasta w 1915 roku na podstawie pozostawionych archiwaliów wydał wyciąg z akt procesowych powstańców. We wstępie doń wyjaśnia, że nie był to najcięższy rodzaj katorgi (za taki uważano zesłanie do kopalń), a po odbyciu kary skazańców czekało dożywotnie osiedlenie na Syberii.

Nasz cukiernik końca katorgi i tak nie dożył. Zmarł 2 listopada 1869 roku, jak już wiemy – w Jekaterynburgu. Nie wiemy, czy Katarzyna Zabłocka wyruszyła na Sybir w ślad za mężem. Miała wszak pod opieką kilkoro małoletnich dzieci i pasierbów, co jednak wówczas nie zawsze stanowiło dostateczną przeszkodę w podjęciu patriotycznego i rodzinnego zarazem, jak to postrzegano, obowiązku. Zwłaszcza skoro Cyprian miał na zawsze pozostać na zesłaniu, jego żona mogła podjąć tak dramatyczną w naszych oczach, lecz wówczas powszechnie szanowaną albo wręcz oczekiwaną decyzję. Wyprawa na Syberię mogłaby też tłumaczyć brak wiadomości o dalszych losach dwóch córek Zabłockiego, które być może tam właśnie zmarły.

Niezależnie od tego dokumenty dowodzą niezbicie, że ciężkie doświadczenia nie zachwiały rodziną zesłańca, lecz przeciwnie, scementowały ją. Jego dzieci, mimo że zrodzone z dwóch matek, pozostawały ze sobą w bliskich relacjach, także gdy już dorosły. Siostry przyrodnie podawały nawzajem swoje dzieci do chrztu. A jedna z pasierbic Katarzyny wybrała właśnie macochę na matkę chrzestną swej pierworodnej córki. Miesiąc po wizycie w parafii, o której opowiedziałem na wstępie, wdowa po cukierniku wyszła drugi raz za mąż. Z Aleksandrem Młodzianowskim, właścicielem ogrodnictwa i kamienicy przy Srebrnej, miała co najmniej trzy córki, lecz – o dziwo – to nie pod jego nazwiskiem została pochowana po śmierci w 1894 roku. Inskrypcja na powązkowskim nagrobku mówi o niej: Katarzyna z Zajkowskich Zabłocka, wbrew obowiązującej podówczas regule, zgodnie z którą kobieta po ślubie przyjmowała mężowskie nazwisko. Obok zaś symbolicznie upamiętnione zostało imię Cypriana jako „zmarłego na wygnaniu 1863", choć przecież umarł on sześć lat później. Tablica wygląda na wykutą już po II wojnie światowej, zapewne więc pamięć rodziny nie przechowała ściśle szczegółów biografii przodka ani jego drugiej żony.

Wśród krewnych Zabłockiego nie zanikł natomiast niepokorny duch, czego dowodem historia jego wnuka. Mieczysław Józef Wyszomirski urodził się 28 października 1885 roku jako czwarte dziecko owej długowiecznej córki Cypriana, Marianny, i jej męża Franciszka, urzędnika kolei warszawsko-wiedeńskiej. W 1903 roku ukończył Szkołę Rządową Miejską przy ulicy Złotej i wstąpił na Cesarski Uniwersytet Warszawski. Jak wielu wówczas radykalnie zorientowanych studentów aktywnie działał w organizacji młodzieżowej Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Wraz z m.in. Feliksem Dzierżyńskim należał do głównych organizatorów wielkiej manifestacji 1 maja 1905 roku – pierwszej z tej okazji na ziemiach polskich. Po przemarszu uliczkami Woli, na wysokości domu w Alejach Jerozolimskich 101 demonstracja została brutalnie spacyfikowana przez wojsko rosyjskie. Wyszomirski szedł na jej czele jako chorąży, niosąc sztandar SDKPiL, i poległ od kuli wraz z 36 innymi osobami. Wkrótce – znów za sprawą Dzierżyńskiego – wydano pocztówkę z fotografiami trzech zabitych tego dnia młodych aktywistów partii: Wyszomirskiego oraz 18-letniego grawera Karola Szonerta i 20-letniego kotlarza Zygmunta Kempy. Tym samym wnuk zesłańca znalazł się wśród pierwszych męczenników polskiego ruchu robotniczego.

Nieznany powstaniec

Spośród uczestników zamachu na Felknera jedynie Kotkowskiemu poświęcono hasło w Polskim słowniku biograficznym. Zapewne też w przygotowywanych końcowych tomach obok życiorysu Cypriana Zabłockiego, który zasłynął tym, że źle wyszedł na mydle, zabraknie miejsca dla jego imiennika, którego dzieje pozostawały aż dotąd nieznane historykom i varsavianistom. Na miejscu kamienicy, gdzie mieszkał i prowadził cukiernię, wznosi się dziś socrealistyczny blok o adresie Elektoralna 28, więc wmurowanie tam tablicy pamiątkowej nie ma większego sensu. Ale jego nazwisko można by utrwalić w przestrzeni miasta: czyniąc go patronem pobliskiej uliczki Białej. Jej obecny przebieg nie ma nic wspólnego z przedwojenną ulicą o tej nazwie, za to wytyczony jest wzdłuż dawnej posesji przy Chłodnej 10, gdzie przez kilkanaście lat utrzymywał cukiernię Cyprian Zabłocki, zesłaniec.

Dziękuję panu Jerzemu Krzywaźni, historykowi regionaliście i nauczycielowi w Rojowie koło Ostrzeszowa, a zarazem potomkowi jednego z braci Cypriana Zabłockiego, za wspólne kilkumiesięczne odtwarzanie losów bohatera tekstu i informacje o ich wielkopolskich początkach.

Reprodukcje dokumentów pochodzą z zasobów Archiwum Państwowego w Warszawie, któremu dziękujemy za udostępnienie zbiorów.

Autor jest krytykiem literackim, varsavianistą i genealogiem.

Historia
Nieprzyzwoity zachwyt nad kością słoniową
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Historia
Jerzy Haszczyński: Jaką rolę w moim życiu odegrał Jimmy Carter
Historia
Pomimo wojny polskie instytucje pomagają ratować zabytki w Ukrainie
Historia
Jezus Chrystus nie urodził się w roku zerowym. Takiego roku bowiem nie było
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Historia
Boże Narodzenie w wiekach średnich
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay