Otrzymujący rentę były naukowiec Waldemar S. walczy w sądzie, by uznano czas jego współpracy z SB za czas służby.
Na precedensowe postępowanie zdecydował się w 2008 r., gdy orzecznik ZUS stwierdził jego całkowitą niezdolność do pracy. Wnioskował do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, walczył w sądzie obu instancji. Teraz pokłada nadzieję w postępowaniu kasacyjnym.
„Rz" przejrzała zachowane w IPN akta na jego temat.
Zbrodnia w rodzinie
Dlaczego współpracował ze służbami PRL? Jak opowiada „Rz", bał się o życie, bo w niewyjaśnionych okolicznościach zamordowano pierwszą żonę jego ojca i ich córeczkę. – Aby wyjechać na Zachód, musiałem się zgodzić na współpracę z wywiadem – tłumaczy Waldemar S.
– Żeby mnie zrozumieć, trzeba zacząć od historii taty, Leona – mówi Waldemar S. Leon, rocznik 1925, po wojnie trafił do Krakowa, gdzie związał się ze środowiskiem PPS. Jak opowiada pan Waldemar, jego ojciec studiował architekturę na AGH. Po absolutorium zaczął pracować w wojsku, bo miał na utrzymaniu żonę i córkę. – Życie zawaliło mu się 22 lutego 1951 r. Tata wrócił wtedy do mieszkania i znalazł ciała żony Moniki i półrocznej córki Natalii. Żonę zadźgano nożem, a dziecko zostało uduszone.