Język, jak uczy teoria literatury, jest autonomiczny, żyje własnym życiem, rozwija się nieustannie, i słowo, które państwu zaprezentuję, stanowi na to koronny dowód. Padło ono w następującym dialogu: – Ej, stary! Idziesz dzisiaj do 8bitów? – Nie bardzo mam hajs. – To skoczymy wcześniej na miejscówkę się porobić. – A, to spoko.
Hajs, jak wszyscy czytelnicy wiedzą od dziecka, to pieniądze, i jak widać stanowią problem. „Porobić się" – jak łatwo się domyślić – znaczy, delikatnie mówiąc, tyle co wprawienie się w dobry humor za pomocą alkoholu. Tajemnicą pozostaje „miejscówka".
Na nic domysły, które błędnie prowadzą państwa w sferę komunikacji publicznej – do pociągów i autobusów dalekobieżnych, do których, aby w ogóle usiąść, potrzebna jest rezerwacja, potocznie zwana miejscówką właśnie. Nawet w Tanich Liniach Kolejowych jest ona ostatnio wymagana, ale powtarzam, że nie o tym myśleli bohaterowie cytowanego dialogu. Oni nie chcieli pojechać, ale odjechać. A może nawet odlecieć! Dlatego ich miejscówka musi spełnić więcej warunków, niż mogłoby się zdawać, na przykład, konduktorowi.
Odpowiedź przynosi znakomity internetowy Słownik Slangu Miejskiego: „Miejscówka to miejsce, w którym poza widokiem policji, kamer i przechodniów można się kulturalnie napić piwka i nie płacić za wstęp".
I co na to straż miejska?