Czytaj także:
Rozpoczyna się właśnie arcypolski festiwal wielkich rocznic. Począwszy od 4 czerwca, wspominać będziemy trzy dekady, które minęły od pierwszych częściowo wolnych wyborów. Tych, które otworzyły drogę do przemian demokratycznych w Polsce i utworzenia pierwszego w krajach znajdujących się w orbicie wpływów Związku Sowieckiego niekomunistycznego rządu. Później będą kolejne ważne daty – okrągłe rocznice wybuchu powstania warszawskiego, II wojny światowej, powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego, a pod koniec roku – uchwalenia zmian w konstytucji, przywrócenia orłu korony, zmiany nazwy państwa polskiego, wreszcie przyjęcia ustaw wprowadzających reformy gospodarcze zwane planem Balcerowicza.
Wchodzimy w ten okres podzieleni jak chyba jeszcze nigdy w historii. Wybory europejskie pokazały podział na dwie Polski, a mur między nimi nigdy nie był tak wysoki. Po raz pierwszy po 1989 r. na dwie główne partie oddano niemal 85 proc. głosów, czyli aż 10 pkt proc. więcej niż w najbardziej chyba dotąd spolaryzowanych wyborach z 2007 roku. Dwa główne komitety podzieliły między siebie aż 95 proc. mandatów w Parlamencie Europejskim, a 49 spośród 52 polskich europosłów należy do jednego z dwóch obozów – PiS lub anty-PiS.
W dużej mierze podział polityczny w Polsce jest zakorzeniony w sporze historycznym. Jeśli uznamy, że najważniejszym czynnikiem, który wpłynął na rekordowy wynik PiS, była polityka socjalna prowadzona po 2015 roku, oznaczać to będzie, że ostatnie wybory były sądem nad polską transformacją. Nie chodziło o wybranie modelu rozwoju na przyszłość, lecz ocenę tego, co działo się przez ostatnie lata. Jeśli uznamy, że ważny był aspekt godnościowy, przekonanie konserwatywnych mas o tym, że ich wartości, ich podmiotowość są zagrożone przez liberalne elity, oznacza to z kolei sąd nad źródłami naszej tożsamości.
Dlatego też nic nie wskazuje na to, by wysyp rocznic stał się okazją do narodowego zjednoczenia czy pojednania. Wręcz przeciwnie – on jeszcze pogłębi konflikty. Rocznic nie obchodzi się bowiem w dzisiejszej Polsce po to, by łączyć, ale by dzielić. Celem ich świętowania jest poszukiwanie racji dla własnego środowiska politycznego, nie zaś budowanie wspólnoty narodowej. Takie podejście jest nieuchronną konsekwencją głębokiej polaryzacji, a równocześnie jeszcze ją zwiększa.
Serpentyna czasu
Obchodzenie rocznic dzieli, bo jest jednym z najważniejszych polskich obrzędów. Celebrujemy historyczne wydarzenia przeciwko sobie, bo w Polsce historia odgrywa zupełnie fundamentalną rolę. To dlatego, że czas w polskiej polityce płynie zupełnie inaczej. Kiedyś korespondent zagranicznej gazety spytał mnie po roku pobytu w naszym kraju: – Jak to się dzieje, że nie ma tygodnia, by coś nie było wspominane, upamiętniane? Czy Polacy są tak skoncentrowani na przeszłości, że zasłania im ona przyszłość?