Za stołami zasiedli obecni i dawni mieszkańcy (Rosjanie, Niemcy, Ukraińcy, Białorusini, Polacy), bo jak podkreśla Głomb potrzebna jest rozmowa ponad polityką i ideologią. - Musimy więcej gadać, żeby się dogadać – stwierdził.
Jurgen Gretschel, działacz niemieckiej mniejszości w Legnicy, który był dzieckiem, gdy do miasta w lutym 1945 roku wchodziły wojska sowieckie pamięta, że stał ze swoją rodziną pod ich lufami. Ale wspomina ich z sympatią, bo to oni pozwolili na nauczanie języka niemieckiego po wojnie w mieście, a polska milicja zabraniała tego.
Michał Zlatkowski, znany rosyjski artysta grafik i rysownik satyryczny, który jest synem rosyjskiego żołnierza i mieszkał za młodu w Legnicy opowiadał, że wyższość polskiej mentalności i kultury nad rosyjską zrozumiał właśnie tam, kiedy polski chłopiec chciał mu ukraść zabawkę. Wtedy Zlatkowski zaproponował, że mu ją po prostu da, bo ma ich dużo. Polski chłopiec odpowiedział jednak: „Nie będzie żadnych prezentów, chciałem ukraść te zabawkę".
Sobotnia biesiada, jak i inne wydarzenia, które zorganizował Jacek Głomb z okazji rocznicy (koncerty, spektakle, pokazy filmów, inscenizacja grup rekonstrukcyjnych) wywołały oburzenie na prawicy. Biesiadowanie z okupantem uznano za relatywizowanie historii.
Szczególnie ostro protestowała Młodzież Wszechpolska. - Wysłaliśmy do pana Głomba list z propozycją naszego uczestnictwa w konferencji „Wyjdą, nie wyjdą", ale został bez odpowiedzi – mówi Karol Wilk z MW. – Przyszliśmy tutaj merytorycznie porozmawiać o tym, co znaczyła w rzeczywistości dla Legnicy i Polski obecność wojsk sowieckich, ale nie dano nam szansy na przedstawienie swoich argumentów.