Żeby zrozumieć to twierdzenie, dosyć chyba odważne, trzeba się zastanowić nad drugą podstawową koncepcją książki. Należy odrzucić tradycyjny pogląd, zgodnie z którym unia przed 1569 rokiem miała charakter wyłącznie personalny lub dynastyczny i była na tyle luźna, że trzykrotnie ją zrywano na skutek niezależnych elekcji na wielkoksiążęcy tron Świdrygiełły (1430), Kazimierza Jagiellończyka (1440) i Aleksandra (1492).
Rozumowanie to oparte jest na wątpliwych podstawach. Historycy od dawna spierali się o znaczenie niejasnego słowa „applicare" użytego w akcie krewskim z 1385 roku, pytając przy tym o konsekwencje owego „włączenia" Wielkiego Księstwa do Korony i odwołując się do anachronicznych nowożytnych koncepcji suwerenności i państwowości. Krewo nie było jednak prostą umową między dwiema dynastiami; występuje w nim jeszcze jedna strona, którą jest wspólnota polityczna Korony polskiej (communitas regni). Tak więc dla polityków polskich wstąpienie Jagiełły na tron w 1386 roku ustanawiało relację silniejszą niż prosta unia personalna. Stąd właśnie wzięła się wśród polskiej elity politycznej opinia, że Polska i Litwa złączone zostały unią poprzez akcesję lub inkorporację – koncept znany ówczesnym teoretykom – i w konsekwencji Wielkie Księstwo Litewskie stało się częścią królestwa, co potwierdzono w pierwszym punkcie unii horodelskiej z 1413 roku. Na wypadek jakichś wątpliwości powtórzono, że Jagiełło raz jeszcze inkorporuje i włącza je do królestwa.
Historycy często ignorują ten punkt aktu unii horodelskiej, powołując się na fakt, że w innym miejscu dokumentu mowa jest o wyborze nowego wielkiego księcia po śmierci Witolda, co – jak sugerują – świadczyć ma, że litewska „suwerenność" i „państwowość" zostały zachowane. Ale, jak już wskazano, pojęcia „suwerenność" i „państwowość" w swej współczesnej postaci narodziły się później i w związku z tym są anachroniczne w odniesieniu do średniowiecza. Trafniejsze jest przyjęcie, że umieszczenie tego punktu w dokumencie było celowe i że jego znaczenie należy odczytywać literalnie.
* * *
Ważnym pytaniem jest za to kwestia, co rozumiano pod pojęciem inkorporacja, bowiem pojęcie to nigdzie nie zostało sprecyzowane, a jeśli już o tym mówiono, to używając niejednoznacznych sformułowań. W akcie krewskim Jagiełło obiecał „przyłączyć" Litwę nie do polskiego Regnum (królestwa), lecz do Korony Królestwa Polskiego (Corona Regni Poloniae), a więc nie do państwa terytorialnego, lecz podmiotu utożsamianego ze wspólnotą polityczną królestwa tworzoną przez jego obywateli. Witold znakomicie zrozumiał, że nawet po zwycięstwie nad zakonem krzyżackim realizacja jego własnej, bardzo ambitnej zresztą polityki dynastycznej na Wschodzie nie byłaby możliwa bez pomocy Jagiełły i Polski. Dlatego właśnie gotów był zaakceptować te sformułowania, tym bardziej że Jagiełło od samego początku wojny z zakonem nie zaniedbywał regularnych konsultacji z kuzynem i gotów był popierać jego zamiary na Wschodzie.
Ani Witold, ani Jagiełło nie kierowali się w swych działaniach anachronicznymi koncepcjami suwerenności narodowej czy państwowej, przez pryzmat których często się ich dziś osądza. Obaj byli politykami myślącymi w kategoriach dynastycznych i właśnie z powodów dynastycznych Witold w tym samym stopniu co Jagiełło był architektem unii horodelskiej. Nie domagał się niepodległości dla Litwy, był jedynie zwolennikiem innego modelu unii, która rzeczywiście była „separatystyczna" w tym sensie, że Witold widział jej cel nie w podporządkowaniu Polsce tożsamości Litwy, lecz w utrzymaniu jej przez zachowanie odrębności Wielkiego Księstwa w ramach unii. Związek polsko-litewski był dla Witolda unią „aeque principaliter", czyli taką, w której obie strony mają równy status, a horodelską adopcję 47 rodów litewskich – wszystkie wybrał osobiście – traktował jako stworzenie zarodka litewskiej „communitas regni" mającej na celu zrównoważenie jej polskiego odpowiednika.
Bardzo się ucieszyłem, kiedy podczas mojego pobytu w Krakowie w październiku zeszłego roku, prof. Wacław Uruszczak wręczył mi mały traktat, który napisał po lekturze mojej książki. Powiedział mi, że był trochę zaniepokojony, że po tylu latach historycy polscy jeszcze nie byli w stanie powiedzieć dokładnie, co to znaczy „applicare". Więc zabrał się do tematu. Okazuje się, że „applicare" nie było terminem prawnie nieznanym, lecz terminem prawa kanonicznego odnoszącym się do unii beneficjów i kościołów. Takie unie kościelne zakładano na podstawie inkorporacji, ale inkorporacji na zasadzie równości dwóch stron.