"Rzeczpospolita": Kiedy po raz pierwszy był Pan na Starych Powązkach? I jakie wówczas wywarły na Panu wrażenie?
Marcin Święcicki
: Od dzieciństwa Powązki, to był mój rodzinny i najważniejszy cmentarz. Chodziłem z rodzicami na grób mojej starszej siostrzyczki, która umarła jak miałem trzy lata i mojego pradziadka, pochowanego jeszcze przed wojną. Potem tych grobów rodzinnych przybywało: troje dziadków, matka, a trzy lata temu ojciec. Wielu dalszych członków rodziny, przyjaciół, współpracowników i znajomych zostało tu pochowanych.
Czy dużo nagrobków było wtedy zniszczonych? Czy nie zwracał Pan na to uwagi?
Było sporo nagrobków i zniszczonych i opuszczonych. Zawsze zapalaliśmy zawsze lampkę na wybranym grobie, którego nikt nie odwiedzał.