Jedno z najcenniejszych znalezisk dwudziestowiecznej Europy zostało odkryte w Polsce w drugiej połowie lat 80. Jednak mało komu chce się wracać do tamtej historii ze Środy Śląskiej, bo nie jest to opowieść o szczęściu, sukcesie i euforii, lecz o gorączce złota, szaleństwie, bałaganie, głupocie i zwykłej ludzkiej chciwości. Tomasz Bonek postanowił zmierzyć się z tym wstydliwym zdarzeniem i napisać książkę, która odtworzy to, co ze średzkim skarbem się działo w chwili znalezienia i wiele lat później.
Skarby objawiały się w Środzie Śląskiej w powojennych czasach kilkakrotnie - cenne starożytne monety znajdowane były przy okazji robót budowlanych, między innymi w kopule kościelnej, gliniane garnce wyłaziły na powierzchnię ziemi podczas rozbiórek budynków i wykopów budowlanych na średzkiej starówce. Jednak to, co zdarzyło się 24 maja 1988 roku, przerosło wszelkie wyobrażenia. Ustalenie skali skarbu, nazwanego później przez media skarbem stulecia, choć na dobrą sprawę równie dobrze można było uznać, że to odkrycie tysiąclecia, jest niemożliwe do dziś. Nie wiadomo, jaki jego procent padł łupem oszalałych z chciwości ludzi, których nie umiały powstrzymać nieudolne służby rozsypującego się państwa.
Nocny obłęd
W Środzie Śląskiej garniec pełen złotych i srebrnych monet został wydobyty na światło dzienne przez łyżkę koparki na ulicy Daszyńskiego podczas niszczenia - nota bene bez stosowania obowiązujących dziś w historycznych miejscach wcześniejszych prac ratunkowych i dozoru archeologicznego - gotyckiej piwnicy demontowanego budynku. Jednak zanim robotnicy i przechodnie jak jeden mąż rzucili się do wykopu, by wyrywać z ziemi i ze swoich rąk średniowieczne nominały, wiele ciężarówek gruzu z tego miejsca wylądowało na pobliskim wysypisku śmieci i odpadów, jakie powstało na terenie średzkiego Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji.
Ośrodek był niezbyt udaną inwestycją i trzeba było podsypać ziemią obszar nieustannie zalewany wodą opadową. Kiedy ludzie uprzytomnili sobie, że ten wywieziony gruz może być najcenniejszą hałdą w Polsce, poszli tam jak na grzyby do lasu. Pod osłoną nocy wiercono ziemię, grzebano w niej jamy i dziury, eksplorowano teren przy użyciu drogich i trudnych wówczas do zdobycia wykrywaczy metalu. Na poszukiwania ruszyły całe rodziny, sąsiedzkie brygady, a nawet szkolne klasy pod wodzą nauczycieli.
Skarb został rozdrapany. Jak bardzo, okazać się miało w następnych miesiącach i latach, choć pewnie nigdy już nie będzie można poznać prawdy na temat jego losów. Część dóbr udało się odzyskać z prywatnych rąk dzięki drastycznej akcji Milicji Obywatelskiej o kryptonimie „Korona" - funkcjonariusze rewidowali dom po domu w Środzie Śląskiej. Znajdowali pochowane monety, porozrywane na kawałki drogocenne przedmioty ze złota - pasy, korony, zapinki. Złodziei zmuszano do oddania zagarniętego mienia grożąc surowymi karami, a następnie kuszono wysokimi nagrodami pieniężnymi.