Szewach Weiss miał wówczas 9 lat i ukrywał się wraz z rodziną w piwnicy budynku ochronki w miejscowości Borysław niedaleko Lwowa. Mówił, że przez małe piwniczne okienko widział, jak Wehrmacht się wycofuje.
Były ambasador opowiedział, że gdy jego rodzina odważyła się w końcu wyjść z piwnicy, do Borysławia wchodziła już Armia Czerwona. – Wychodzimy z tej ciemności, spotykamy kilka rodzin polskich – część się dziwi, że żyjemy, część nas wita, część jest bardzo ostrożna - mówił Weiss. Powiedział, że jego rodzina w pierwszej chwili nie wiedziała, co się dzieje, czy jakiś inny Żyd przeżył. - Wychodzimy ścieżką na główną drogę i tam już masa wojska radzieckiego. My wyglądamy jak szkielety - opowiadał ambasador. Wspominał także, że wojsko miało ze sobą garkuchnię i oficer Armii Czerwonej, który również był Żydem, poczęstował całą rodzinę pierwszą od dawna ciepłą zupą, wojskową grochówką. - Nie wiem, czy była koszerna - zażartował Weiss.
Zapytany, czy jako 9-latek zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje, z zagłady Żydów, odpowiedział: – My, jako dzieci, czekaliśmy na Mesjasza. Ja myślałem, że to czas mesjasza, że mesjasz się objawił właśnie w mundurach armii radzieckiej – wyznał Weiss.