Naukowcy Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego oraz Instytutu Pamięci Narodowej ustalili tożsamość kolejnych pięciu bojowników o wolność, którzy zostali zamordowani przez komunistów i pochowani w bezimiennych grobach.

Zachowała się godnie

Szczątki „Inki", sanitariuszki i łączniczki Armii Krajowej, zostały znalezione jesienią ubiegłego roku na cmentarzu garnizonowym w Gdańsku. Znajdowały się pod chodnikiem cmentarnym. Złożone były w trumnie bez wieka na głębokości 49 cm. Pozostały po niej buty, guziki, znaleziona w mogile czaszka miała ślad po kuli. Latem 1946 roku „Inka" została skazana na karę śmierci za współpracę z podziemiem niepodległościowym, miała 17 lat. Przed wykonaniem wyroku przekazała krewnym gryps: „Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Według świadka egzekucji, ks. Mariana Prusaka ostatnie słowa „Inki" brzmiały: „Niech żyje Polska! Niech żyje Łupaszko!". – W 1969 roku zaraz po ślubie żona pokazała mi wycinek z prasy gdańskiej: „17-letnia dziewczyna – kat – zawisła na szubienicy". Dzisiaj Danuta została wyniesiona na piedestał – wspomina Maciej Pawełek z Ełku, szwagier Inki, który w niedzielę odbierał w Pałacu Prezydenckim notę identyfikacyjną.

Inka stała się w ostatnich latach ikoną młodzieży. Jej wizerunek jest na koszulkach poświęconych żołnierzom wyklętym, o niej śpiewane są piosenki, jej imieniem nazywane są szkoły. W obecności prezydenta Bronisława Komorowskiego noty odebrali także bliscy: Mariana Kaczmarka ps. Paweł (związany był z wywiadem emigracyjnym w Londynie), Józefa Kozłowskiego (żołnierza AK i Narodowego Zjednoczenia Wojskowego), Stanisława Kutryba ps. Ryś (żołnierza NZW), ppor. pilota Edwarda Pytki (próbował uciec samolotem na Zachód). Szczątki czterech pierwszych archeolodzy znaleźli na Łączce cmentarza Powązkowskiego w Warszawie, gdzie w latach 40. i 50. w masowych grobach grzebano osoby skazane na karę śmierci. Wyroki były wykonywane w więzieniu przy ul. Rakowieckiej. – W jamie grobowej Stanisława Kutryba znaleźliśmy medalik Matki Boskiej Kodeńskiej. Edward Pytko miał związane ręce – opisuje prof. Krzysztof Szwagrzyk z IPN.

Moja matka osiwiała

Moment ogłoszenia wyników identyfikacji ofiar sprzed kilkudziesięciu lat był niezwykle traumatyczny dla rodzin. – Ostatni raz widziałam ojca, mając 11 lat – wspomina Aleksandra Klupieć, córka Mariana Kaczmarka, który jako kurier woził pocztę z Berlina do Polski. Został aresztowany przez UB w kwietniu 1952 r. w Poznaniu. – Wróciłam do domu, a tam było dwóch panów do taty. Zabrali go samochodem. Przez tydzień w naszym mieszkaniu był kocioł, zatrzymanych zostało 30 osób. Moja mama była w takim stanie psychicznym, że odkręciła gaz. Powiedziała, że wszystkich wytruje, wtedy osiwiała. Jeździliśmy do więzienia na Mokotów, ale nie można się było do niego dostać. Potem z więzienia przyszła jeszcze kartka: „Jadziu, kochanie, czy masz węgiel, a jak dzieci. Wszystkich pozdrawiam" – wspominała wzruszona córka.

Pogrzeb jesienią

Jesienią planowany jest pochówek ofiar zbrodni komunistycznych. Jak zapowiedział prof. Andrzej K. Kunert, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa, 9 marca ogłoszone zostaną wyniki konkursu na projekt Narodowego Panteonu Żołnierzy Wyklętych, który zostanie wybudowany na Łączce. W ciągu ponad dwóch lat dzięki naukowcom z IPN udało się odnaleźć szczątki ok. 700 osób potajemnie pochowanych, 41 zostało już zidentyfikowanych. – Każda osoba, którą udaje się przywrócić do pamięci, jest ważna. Wśród tych, których jeszcze nie odnaleźliśmy, są tak ważne postaci, jak gen. Emil Fieldorf „Nil", rotmistrz Witold Pilecki czy płk Łukasz Ciepliński i jego współtowarzysze – mówi dr Łukasz Kamiński, prezes IPN. – Oprócz guzików w grobach pozostało DNA ofiar. Dzięki temu udało się ich wyrwać z ciemności, przywrócić im twarz, imię i nazwisko – przypomina prof. Andrzej Ciechanowicz, rektor PUM w Szczecinie.