„Razem z setką innych znalazłem się wreszcie przed łaźnią (...). Tu oddaliśmy wszystko do worków, do których przywiązano odpowiednie numery. Tu ostrzyżono nam włosy na głowie i ciele, skropiono trochę prawie zimną wodą. Tu wybito mi pierwsze dwa zęby za to, że numer ewidencyjny napisany na tabliczce niosłem w ręku, a nie w zębach, jak właśnie w tym dniu chciał tego łazienny (Bademeister). Dostałem w szczękę ciężkim drągiem".
Tak wyglądały pierwsze chwile pobytu w Auschwitz rotmistrza Witolda Pileckiego. Wspomnienia spisał w 1945 r. w „Raporcie Witolda" dla dowództwa AK.
Jest to najobszerniejsza z kilku relacji, jakie sporządził, i jedna z najcenniejszych w ogóle o Holocauście. Mimo to w Polsce raport jest mało znany, po raz pierwszy ukazał się w 2000 r. To wkrótce może się zmienić. Nacisk na wpisanie go na listę lektur szkolnych jest coraz większy.
Małe upowszechnienie wiedzy o „Raporcie Witolda" wynika z tego, że w PRL informacje o Pileckim były objęte cenzurą. W 1948 r. bowiem za działalność w antykomunistycznej organizacji NIE został zamordowany po procesie pokazowym.
Wcześniej walczył w wojnie polsko-bolszewickiej, kampanii wrześniowej i powstaniu warszawskim. Najbardziej znanym czynem Pileckiego był dobrowolny pobyt w obozie Auschwitz. Dał się schwytać w łapance, by zorganizować konspirację w obozie. Starał się zachęcić AK do wyzwolenia Auschwitz, z którego uciekł w kwietniu 1943 r.