Pakt diabłów dla Putina

Przywódca Rosji Władimir Putin dostanie od polskiego wydawnictwa książkę o pakcie Ribbentrop - Mołotow.

Aktualizacja: 14.05.2015 14:32 Publikacja: 14.05.2015 13:12

Dowódca 6 Korpusu Kawalerii Armii Czerwonej Andriej Jeremienko i delegacja dowództwa wojsk niemiecki

Dowódca 6 Korpusu Kawalerii Armii Czerwonej Andriej Jeremienko i delegacja dowództwa wojsk niemieckich podczas rozmów o wyznaczeniu linii demarkacyjnej

Foto: IPN

- Książka zostanie przekazana Putinowi za pomocą ambasady Rosji, mamy nadzieję, że trafi na Kreml - zapowiada Dagmara Zandman, z wydawnictwa Znak Horyzont.

To reakcja wydawnictwa na temat "ostatnich skandalicznych wypowiedzi Władimira Putina dotyczących paktu Ribbentrop - Mołotow". Przypomnijmy: w czasie ostatniej wizyty w Moskwie kanclerz Niemiec Angeli Merkel, Putin usprawiedliwiał pakt Ribbentrop-Mołotow. Stwierdził m.in. że jego celem było zapewnienie bezpieczeństwa Związku Sowieckiego. Oznajmił też, że Polska "padła ofiarą polityki, którą sama próbowała prowadzić w Europie".

Według niego "ZSRR podjął wiele starań, aby przeciwstawić się faszyzmowi w Europie". - Wszystkie te próby zakończyły się niepowodzeniem - oznajmił, dodając, że właśnie to zmusiło Związek Radziecki do podjęcia kroków mających na celu niedopuszczenie do bezpośredniej konfrontacji z Niemcami, czego wynikiem był pakt Ribbentrop-Mołotow. - Sensem tego paktu było zapewnienie bezpieczeństwa ZSRR - stwierdził.

- Pragnę przypomnieć, że po podpisaniu układu monachijskiego, sama Polska podjęła działania, zmierzające do zaanektowania części czeskiego terytorium. Wyszło na to, że po pakcie Ribbentrop-Mołotow i rozbiorze Polski ona sama padła ofiarą polityki, którą próbowano prowadzić w Europie - tłumaczył przywódca Rosji.

Wydawnictwo Znak informuje, że tłumaczona jest w tej chwili książka znanego brytyjskiego historyka Rogera Moorhouse'a "Pakt Diabłów. Sojusz Hitlera i Stalina", która ukaże się w sierpniu.  To właśnie ją wydawnictwo będzie chciało przekazać przywódcy Rosji. Przedstawiciele wydawnictwa przypominają, że "nie pierwszy raz prawda o współpracy Sowietów z nazistami jest cynicznie fałszowaną przez przedstawicieli władz rosyjskich".

"Być może zapominamy o tym, że pakt ów doprowadził bezpośrednio do wybuchu tej wojny; sprawił, że osamotniona Polska znalazła się pomiędzy dwoma zaborczymi sąsiadami, co obróciło wniwecz dość chaotyczne starania mocarstw zachodnich, zmierzające do powściągnięcia Hitlera. Tak więc wojna, która wkrótce potem wybuchła, nosiła odrażające piętno tego paktu. I choć Francuzi i Brytyjczycy uwikłali się w tak zwaną >dziwną wojnę<, to Polska została najechana, a władcy z Moskwy i Berlina podzielili się jej ziemiami" - cytują Rogera Moorhouse'a, współpracownika Normana Daviesa, znawcę tematyki związanej z III Rzeszą, przedstawiciele wydawnictwa.

W epilogu swojej książki historyk przypomina o kłamstwach w tej sprawie Rosji : (...) Związek Radziecki wypracował swą powojenną interpretację paktu nazistowsko - sowieckiego: że było to porozumienie wymuszone na Stalinie przez okoliczności.  Wobec braku oryginału dokumentów paktu - oraz kompromitującego protokołu - Związek Radziecki oficjalnie zaprzeczał jego istnieniu, a kopię krążącą na Zachodzie konsekwentnie określał mianem falsyfikatu, zniesławiania ZSRR oraz kolejnej próby "zakłamywania historii".

Gdy Wiaczesław Mołotow został zapytany w 1983 roku o "tajne porozumienie", podpisane w 1939 roku z Niemcami, upierał się, że to nieprawda i pomówienie. "Nie było żadnego", stwierdził. "Nie było?" - powtórzył pytanie dziennikarz. "Nie. To absurd." Dziennikarz naciskał: "Przecież chyba teraz już możemy o tym porozmawiać?", na co Mołotow odparł:

"Oczywiście, nie ma w tym żadnej tajemnicy. Moim zdaniem te pogłoski celowo rozpowszechniano, żeby zaszkodzić naszej reputacji. Nie, nie, ta sprawa jest zupełnie jasna. Nie mogło być żadnego tajnego porozumienia. Zajmowałem się tą sprawą, właściwie uczestniczyłem w niej bezpośrednio i mogę zapewnić, że to bezsprzecznie fałszerstwo".

Mołotow z pewnością "zajmował się" tajnym protokołem; w istocie sam go podpisał. A jednak powędrował do grobu w 1986 roku zaprzeczając jego istnieniu. (...) Na początku kwietnia 2009 roku Parlament Europejski w Brukseli debatował nad propozycją, aby 23 sierpnia ogłosić Europejskim Dniem Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu. (...) rezolucja ta wzywała do „upamiętnienia ofiar masowych deportacji i eksterminacji". Została przyjęta dużą większością głosów.

(...) Rosja głośno protestowała, a w przeprowadzonym w tym kraju sondażu opinii publicznej 53 procent respondentów sprzeciwiło się wspomnianej rezolucji, a tylko 11 procent ją poparło. Zgodnie z wynikami innej ankiety większość Rosjan  uznała, że Parlament Europejski podjął ową uchwałę w celu "podważania autorytetu Rosji" oraz "pomniejszania jej wkładu w zwycięstwo nad faszyzmem". Kilka tygodni później ówczesny rosyjski prezydent Dmitrij Miedwiediew powołał "prezydencką komisję przeciwdziałania próbom fałszowania historii", równocześnie wprowadzając ustawę, umożliwiającą skazywanie osób podejmujących takie "próby" na karę grzywny lub do pięciu lat więzienia. Ta nowa komisja, jak zapowiedział jeden z jej członków, miała "zapewnić, że rosyjskie poglądy przeważą".

(...) Mimo wszystko 23 sierpnia owego lata - w siedemdziesiątą rocznicę zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow - pierwszy Europejski Dzień Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu obchodzono uroczyście w krajach bałtyckich i Szwecji. W następnych latach jego obchody miały coraz większy zasięg. W całej środkowej i wschodniej Europie, od Polski po Krym i od Estonii po Bułgarię, składano wieńce, wciągano flagi i odmawiano modlitwy. Było to może niewielkie zwycięstwo, niemniej ważne. Pakt nazistowsko - radziecki wyszedł z cienia. Został przywrócony z niepamięci; przestał stanowić zakazany temat. I zajął należne miejsce w historii powszechnej.

Andrzej Arseniuk, rzecznik prasowy Instytutu Pamięci Narodowej, nie chce komentować działań podejmowanych przez komercyjne wydawnictwo. - Nie odnosząc się do tego konkretnego działania, nie sposób jednak przejść obojętnie obok tego gestu. Będzie on komentowany w mediach, a także na poziomie dyplomatycznym. Tym samym utrwali się pewien przekaz, który ma głęboki sens - podkreśla.

Przypomnijmy, że od kilku miesięcy IPN prowadzi walkę o prawdę historyczną z władzami Rosji. Stało się tak po tym, gdy pod koniec lutego szef rosyjskiej Federalnej Służby Archiwalnej (Rosarchiw) Andriej Artizow w wywiadzie dla rządowej "Rossijskiej Gaziety" oskarżył żołnierzy polskiego podziemia antykomunistycznego o to, że byli "wspólnikami nazistów". - Wychodzi na to, że ci żołnierze podziemia występowali jako wspólnicy nazistów i przeszkadzali w rozgromieniu faszystowskich Niemiec - mówił. Archiwum to opublikowało plik dokumentów na temat AK, które zostały wytworzone przez Armię Czerwoną.

Dr Łukasz Kamiński, prezes IPN komentując te działania Rosji stwierdził, że "publikacja przez Rosarchiw dokumentów oskarżająca żołnierzy podziemia antykomunistycznego o współpracę z nazistami, ma charakter propagandowy, a nie naukowy". Dodał, że doboru dokumentów dokonano w celu pewnej manipulacji. Prezes IPN stwierdził też, że w Polsce wszystkie dokumenty są dostępne dla badaczy polskich i zagranicznych, "nie musimy ujawniać nagle jakichś nieznanych dokumentów". - Chcielibyśmy, aby także i Rosja dojrzała do tego, by udostępnić wszystkie dokumenty na temat II wojny i okresu powojennego. W tym roku będziemy też wspominać obławę augustowską. Chcielibyśmy się wreszcie dowiedzieć, gdzie jest 600 ofiar, gdzie tych 600 zamordowanych osób jest pochowanych. Liczymy, że może zamiast publikować tego typu tendencyjne wybory dokumentów, strona rosyjska wreszcie udostępni nam dokumenty, dzięki którym będziemy mogli godnie pochować naszych rodaków - tłumaczył prezes IPN.

Kolejnym poważnym działaniem podjętym przez IPN było opublikowanie 27 marca w największym rosyjskim dzienniku – "Komsomolskiej Prawdzie" – całostronicowego płatnego ogłoszenia - apelu o pomoc w wyjaśnieniu losów porwanych 70. lat temu przez Sowietów przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego.

Instytut przypomina w nim historię aresztowania 16 przywódców Polskiego Państwa Podziemnego "od lat związanych z konspiracją antyniemiecką" i śmierci trzech z nich w Związku Sowieckim. I zamieścił apel do Rosjan: "Polski Instytut Pamięci Narodowej poszukuje wszystkich mogących przekazać informacje na temat okoliczności śmierci i pochówku wspomnianych osób". Informacje na temat ich losów można było przesyłać na podany adres poczty elektronicznej IPN.

Efekt tego apelu były przesłane na adres IPN gróźb oraz komputerowego spamu.

27 marca 1945 roku funkcjonariusze NKWD porwali pod Warszawą 16 przedstawicieli Polskiego Państwa Podziemnego, którzy następnie zostali postawieni przed sądem w Moskwie, a część z nich skazano na kary więzienia. Wśród uprowadzonych znaleźli się m.in. ostatni komendant AK gen. Leopold Okulicki, wicepremier Jan S. Jankowski, Kazimierz Pużak, przewodniczący Rady Jedności Narodowej. Trzech porwanych: Okulicki, Jankowski i minister Stanisław Jasiukiewicz, zmarło na terenie Związku Sowieckiego. Historycy IPN przypominają, że Rosjanie do dzisiaj się nie rozliczyli z tej zbrodni, nie próbowali także jej wyjaśnić.

Historia
80. rocznica marszu śmierci z KL Stutthof. 170 km w mrozie sięgającym poniżej 20 stopni
Materiał Promocyjny
Jaką Vitarą na różne tereny? Przewodnik po możliwościach Suzuki
Historia
Krzysztof Kowalski: Zabytkowy łut szczęścia
Historia
Samotny rejs przez Atlantyk
Historia
Narodziny Bizancjum
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Historia
Muzeum rzezi wołyńskiej bez udziału państwa
Materiał Promocyjny
Psychologia natychmiastowej gratyfikacji w erze cyfrowej