Rzeczpospolita: W sobotę na dziedzińcu stadionu Polonii Warszawa zostanie otwarta wystawa o warszawskiej piłce nożnej z lat 1945–1949. Dlaczego będą państwo o tym opowiadać akurat przy Konwiktorskiej?
Robert Gawkowski: To właśnie Polonia pierwsza po wojnie odrodziła się i zdobyła piłkarskie mistrzostwo Polski. Przez jej stadion w czasie powstania warszawskiego przeszedł szturm ze Starego Miasta na Żoliborz. Na boisku Polonii ginęli powstańcy, a na murawę wjechały czołgi, rozorały teren. Na stadion spadły bomby, spłonęły drewniane trybuny. Wystawa pokazuje, jakie problemy mieli piłkarze w zrujnowanym mieście. Nie było gdzie grać, nie miał kto grać, a reprezentacja Warszawy musiała pożyczać koszulki, bo nie miała swoich.
Co będzie można zobaczyć na wystawie?
Poza archiwalnymi zdjęciami pokażemy, w jaki sposób polityka coraz brutalniej mieszała się do sportu. Będzie można zobaczyć dokumenty IPN, w tym też mało znane pisma dopiero co przez nas odnalezione. Pokażemy, jak nowi włodarze państwa próbowali przechwycić kluby sportowe i pod ich barwami propagować ideę komunistyczną...
Mówi pan o Legii Warszawa?
Nie tylko o Legii, choć ten klub jest idealnym przykładem tego, jak można ukraść czyjąś historię i tradycję. W Legii ster rządów przejęli ludzie nigdy wcześniej z tym klubem niezwiązani. W piłkarskiej drużynie w latach 1945–1947 nie było żadnego sportowca związanego przed wojną z Legią. Prześledzimy też losy Grochowa przemianowanego w 1948 r. na Gwardię. Będą plansze o Polonii, która przez krótki czas w 1945 r. była klubem milicyjnym. Będzie też mowa o klubie Sarmata, który za swą zbyt niezależną politykę został właściwie rozwiązany.