W ubiegłym tygodniu napisaliśmy w „Rzeczpospolitej", że ukraińskie miasta odwołują spektakle przygotowywane przez polskich artystów. Powód? Strach przed protestami organizacji, które uważają, że film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń" jest antyukraiński. Sytuacja taka miała spotkać aktorkę Annę Grabińską i jej monodram „Mam na imię Psyche". Wedle relacji aktorki spektakl miał być wystawiany w ośmiu miastach na Ukrainie, m.in. w Tarnopolu.
– Niemalże z drogi zawrócono mnie i cały zespół, informując o odwołaniu wszystkich spektakli – mówiła „Rzeczpospolitej" artystka. – W kilka godzin wstrzymano sprzedaż biletów, zdjęto plakaty, odwołano planowany wywiad telewizyjny.
Tarnopolski teatr, w którym miało odbyć się przedstawienie, nie chciał oficjalnie podać powodów odwołania wydarzenia. Jeden z pracowników stwierdził jedynie anonimowo, że placówka otrzymała ostrzeżenie od działaczy partii Swoboda o planowanym proteście i dlatego ze spektaklu zrezygnowano. Po naszej publikacji teatr wydał oświadczenie, z którego wynika, że przedstawienie zostało odwołane przez polską stronę, mimo że „bilety były już sprzedane i duża społeczność Tarnopola oczekiwała na to wydarzenie", które – jak zaznaczono – miało odbyć się 11 listopada w dniu polskiego Święta Niepodległości.
– Sytuacja jest dla mnie niezrozumiała, bo ja niczego nie odwoływałam – twierdzi Grabińska.
Wspólnie z ambasadą Ukrainy w Polsce oraz dziennikarzami polsko-ukraińskiego portalu polukr.net postanowiliśmy wyjaśnić sprawę. Okazało się, że np. w Chmielnicku, Żytomierzu czy Kamieńcu Podolskim – miastach, w których miał być grany spektakl, nikt o tym nie słyszał. Ich władze zapewniają, że nikomu nie wydawały zakazu występów artystycznych.