W 1935 r. Ferdynand A. Ossendowski opublikował książkę „Mocni ludzie" – opowieść o losach porucznika Władysława Lisa, który za udział w wojnie polsko-rosyjskiej w 1831 r. zostaje skazany na wieloletnie zesłanie na Syberii. Perspektywa, wydawałoby się, nieciekawa, ale polski buntownik bynajmniej się nie załamuje. Wspierany przez ukochaną żonę niczym mityczny heros radzi sobie z wszelkimi przeciwnościami losu, a swoją pracowitością, prawością i nieugiętą postawą wobec skorumpowanych urzędników carskich zjednuje sobie przychylność i szacunek miejscowych ludów tubylczych. Małżeństwo polskich zesłańców niesie kaganek oświaty wśród Samojedów, a ci w zamian uczą Lisa trudnej sztuki przetrwania w tajdze. To obrazek niezbyt pasujący do tego, jak stereotypowo i nieco martyrologicznie wyobrażamy sobie losy syberyjskich zesłańców: wycieńczeni katorżniczą pracą ludzie, którzy latami wegetują w ekstremalnych warunkach, usychając z tęsknoty za krajem. O ile taka wizja jest bliska prawdy w kontekście deportacji stalinowskich, o tyle sytuacja zesłańców z czasów carskich była bardziej zróżnicowana.
„Za cara" zesłanie nie zawsze było jedynie niszczącą katorgą – w drugiej połowie XIX w. dla wielu Polaków Syberia stała się prawdziwą szkołą życia i miejscem, gdzie mogli zrealizować swoje pasje naukowe, podróżnicze i ekonomiczne. Zwykle wyruszali na Syberię w kibitkach lub zesłańczymi etapami z wysokimi wyrokami za udział w powstaniu styczniowym. Kiedy po pewnym czasie reguły odbywania kary stawały się mniej uciążliwe, często już z własnej woli, zafascynowani przyrodą i możliwościami, jakie daje ta egzotyczna kraina, rozpoczynali pionierskie prace badawcze, stawali się świetnymi administratorami lub zakładali dobrze prosperujące przedsiębiorstwa. Zresztą polska diaspora na Syberii to nie tylko zesłańcy polityczni. Pamiętajmy, że większość ziem Polski do I wojny światowej znajdowała się w granicach imperium carów i wiele osób starało się wykorzystać możliwości, jakie dawało to olbrzymie państwo, w pełnej skali. W głąb Rosji, pod przymusem lub z własnej inicjatywy, migrował znacznie lepszy element ludzki niż na Zachód, głównie do Stanów Zjednoczonych. Wśród tych ostatnich dominowali prości, niepiśmienni chłopi z Podlasia i Galicji. Tymczasem na Syberię często trafiali ludzie wykształceni, z dobrych domów, szlachta, mieszczanie, przemysłowcy. Masowo wyjeżdżali tam na przykład polscy absolwenci uczelni technicznych. W rezultacie na początku XX w. polska diaspora za Uralem liczyła około 70 tys. osób. Prawdziwą polską kolonią stał się Irkuck. W jednym z numerów wydawanego w tym mieście miesięcznika „Sybir" ubolewano: „Wkrótce język polski wyruguje z użycia nasz język. Wszędzie w hotelach, sklepach i na ulicy słychać mówiących po polsku". Mimo tych utyskiwań polska kultura była w modzie.
W sercach sporej grupy naszych rodaków tliła się pasja odkrywcza i podróżnicza. Gdyby urodzili się, powiedzmy, jako obywatele imperium brytyjskiego, realizowaliby swoje zainteresowania w Afryce, Azji lub na innych kontynentach. Pochodząc znad Wisły, takich możliwości nie mieli. I wtedy odkrywali Syberię – krainę równie ciekawą, egzotyczną i niezbadaną. Zygmunt Wójcik, wybitny historyk, który wiele lat poświęcił badaniom nad losami polskich sybiraków, napisał: „To właśnie tam wykazali się ogromną siłą woli, dzięki której – niemal jako samoucy – w ciężkich warunkach materialnych doszli do nienotowanych w skali światowej osiągnięć badawczych. Czym byliby, gdyby pozostali w kraju? Zan może pisałby mierne wiersze, Czerski byłby dobrym gospodarzem, jakich wielu, a Czekanowski, co najwyżej wykładowcą w jakimś podrzędnym uniwersytecie lub nauczycielem w szkole średniej. (...) Dzięki hartowi i ogromnemu zaangażowaniu się w pracy dla nieznanego regionu mogli w sposób maksymalny i w stosunkowo krótkim czasie dokonać odkryć na nienotowaną dotąd skalę. Czy można się dziwić, że po zwolnieniu z zesłania wracali (lub chcieli wracać) właśnie tam, by kontynuować rozpoczęte badania". Polacy przynosili w ten nieco zapomniany przez Boga i ludzi zakątek świata cywilizację europejską. Dlatego nie ma wielkiej przesady w stwierdzeniu, że Syberię podbili Rosjanie, a Polacy ją ucywilizowali. Polscy badacze Syberii zostawili wyraźny i bezcenny ślad w dziejach tej krainy. Świadczą o tym choćby liczne nazwy geograficzne wywiedzione od nazwisk polskich odkrywców.
Polska awangarda
Syberyjska kariera Benedykta Dybowskiego, rozpoczyna się w... celi śmierci X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej. Trafia tam 26 marca 1864 r. jako buntownik recydywista. Dybowski bowiem spełnia się w życiu w dwóch dziedzinach, jako naukowiec i jako konspirator. Gruntowne wykształcenie w zakresie medycyny i nauk przyrodniczych zdobywa podczas studiów na uniwersytetach w Dorpacie, Wrocławiu i Berlinie. Już wtedy aktywnie włącza się w działalność niepodległościową. W 1862 r. rozpoczyna pracę w Szkole Głównej w Warszawie, jednak jego kariera profesorska zostaje przerwana przez wybuch powstania styczniowego. Dybowski bierze w nim czynny udział – piastuje wysokie stanowisko komisarza Rządu Narodowego na Litwę i Białoruś. Od śmierci ratuje go fakt, że jest już uznanym na świecie badaczem. Jego niemieccy koledzy zoolodzy wykorzystują swoje znajomości u kanclerza Bismarcka, i za jego pośrednictwem wypraszają u cara zmianę wyroku. Zamiast stryczka Dybowskiego czeka 12 lat katorgi. Trafia do Irkucka, a następnie Siwakowej i Czyty. Polski naukowiec okazuje się prawdziwym twardzielem. Przez pierwsze dwa lata władze carskie nie odpuszczają mu i dzień w dzień musi wykonywać katorżniczą pracę. Mimo to znajduje jeszcze siły, aby prowadzić badania nad bajkalską fauną i już wtedy odkrywa wiele nieznanych gatunków ryb, płazów i skorupiaków.
Od roku 1866 jego sytuacja nieco się poprawia: przenosi się do Darasunia, gdzie znajduje pracę jako lekarz zdrojowy. Od roku w badaniach pomaga mu inny polski zesłaniec Wiktor Godlewski, przyrodnik i ornitolog, który staje się jego prawą ręką i najbliższym towarzyszem. Godlewski potrafi nie tylko wspomóc Dybowskiego w naukowych analizach, ale wykazuje się również niespożytą inwencją w konstruowaniu przyrządów badawczych. Wszystko to bardzo się przydaje, gdy w 1868 r. władze rosyjskie zamieniają im karę katorgi na przymusowe osiedlenie. Dybowski i Godlewski przenoszą się do Kułtuku, gdzie budują małą stację naukową. Mimo że dysponują jedynie prymitywnymi przyrządami badawczymi, z wielkim zapałem rozpoczynają pionierskie badania Bajkału, Angary i Selengi. Bajkał, zwany błękitnym okiem Syberii – najgłębsze i najstarsze (liczące 25 milionów lat) jezioro na świecie – uważane jest w czasach Dybowskiego za akwen ubogi w faunę i florę. Polski naukowiec szybko udowadnia, że jest zgoła inaczej – odkrywa 116 nowych gatunków skorupiaków z rzędu obunogów i sześć nowych gatunków ryb.