Liche światło słabych lamp łojowych oświetlało jedynie bramę Zamku Królewskiego i wjazdy do kilku warszawskich rezydencji. Nocny spacer po ówczesnej stolicy Królestwa Kongresowego przypominał przeprawę przez ciemny las. Nielicznym przechodniom drogę oświetlali latarnicy – chłopcy lub weterani wojenni, którzy za symboliczną opłatą szli przed przechodniem, oświetlając mu zabłoconą drogę latarenką olejową.
Spacer po mieście był dla najodważniejszych. W ponurym jesiennym mroku czaili się bezwzględni bandyci i złodzieje. Ale ciemność w mieście miała też swoje zalety: była sprzymierzeńcem spiskowców, którzy pod jej czarnym welonem już od kilku miesięcy przemykali przez miejskie zaułki na zebrania konspiracyjne w różnych zakątkach stolicy.