W drugiej połowie XX w. zmieniła się perspektywa w amerykańskiej polityce społecznej. Nikt nie postrzegał pomocy socjalnej jako przywileju przyznawanego nielicznym, którzy z nie swojej winy popadli w ubóstwo. Rozdawnictwo środków publicznych stało się normą. Przed wyborem Franklina Delano Roosevelta na prezydenta polityk, który obiecywał bezmyślne rozdawanie pieniędzy publicznych, a więc pochodzących z kieszeni obywateli, nie miał szansy na zdobycie zaufania wyborców. Dopiero katastrofa społeczna, jaką przyniósł wielki kryzys lat 30. XX w., zmieniła optykę Amerykanów. Wolny rynek zaczęto przyrównywać do Dzikiego Zachodu, gdzie nie panują żadne prawa. Krzewiciele różnych odmian socjalizmu głosili, że nikt nie ponosi winy za własną biedę. Zaczęli przekonywać opinię publiczną, że pomoc socjalna nie jest przywilejem, ale prawem.