Nie miał wątpliwości co do jednego: – Nie żałuję rewolucji – mówił mi 12 lat temu w wywiadzie. – Rewolucja była fenomenem na skalę globalną, wszyscy Irańczycy wzięli w niej udział. Kwiaty zwyciężyły nad karabinami. To, co z rewolucją stało się później, to już inna sprawa.
Do końca życia był przekonany, że społeczeństwo w jego ojczyźnie dojrzewa do prodemokratycznych przemian i gdyby nie opresyjność dyktatury duchowieństwa, w Iranie błyskawicznie zapanowałby system demokratyczny. Pielęgnował poglądy i postawy irańskiej inteligencji na emigracji, ale nie tej z ostatnich dekad, a raczej lewicowych intelektualistów, którzy uciekali z kraju w latach 60. i 70. ubiegłego wieku przed prześladowaniami bezpieki szacha. Ajatollahów, z Chomeinim na czele, oskarżał o zdradę ideałów rewolucji. – To było tak, jakbym patrzył, jak mój ojciec powoli zamienia się w alkoholika. Tylko tym razem używką była władza – dowodził jeszcze w 2019 r.