Reklama

Dominikanin z rodu Badenich

Hrabia herbu Bończa, wnuk premiera Austro-Węgier, syn galicyjskiego dyplomaty i szwedzkiej arystokratki, pasierb arcyksięcia Habsburga i dziedzic majątku w Busku, jak sam mówił: „na szczęście wszystko stracił podczas wojny”. Kościół katolicki zaś zyskał charyzmatycznego zakonnika i kapłana.

Publikacja: 20.04.2023 22:00

Joachim Badeni, właśc. Kazimierz Stanisław hrabia Badeni (ur. 14 października 1912 r. w Brukseli, zm

Joachim Badeni, właśc. Kazimierz Stanisław hrabia Badeni (ur. 14 października 1912 r. w Brukseli, zm. 11 marca 2010 r. w Krakowie) – dominikanin, mistyk, autor książek

Foto: Danuta Węgiel/FOTONOVA

Ojciec Joachim Badeni zmarł w Krakowie 11 marca 2010 r., przeżywszy blisko 98 lat. Przez 60 lat pełnił posługę kapłańsko-zakonną w dominikańskim zgromadzeniu. Zostanie zapamiętany jako charyzmatyk, mistyk, kapłan „od trudnych przypadków” i współtwórca duszpasterstwa akademickiego. A przecież jeszcze przed wojną nic nie wskazywało na to, by w przyszłości miał przestąpić klasztorną furtę: lubił studenckie życie towarzyskie, „tańce, hulanki, swawole”, a i kobiety się doń garnęły. Co prawda, nie był pierwszym kapłanem w rodzie Badenich – stryj Henryk, który święcenia przyjął w 1908 r., uzyskał doktorat z teologii i pełnił funkcję dziekana infułata metropolii lwowskiej, miał też opinię „salonowego abbé”, choć po jego śmierci (1943) okazało się, że dyskretnie acz hojnie opiekował się lwowskimi biedakami. Ród o. Joachima słynął z mecenatu sztuki i nauki – i zapewne byłoby tak nadal, gdyby nie wybuch II wojny światowej. Ale polskie dzieje rodziny Badenich zaczęły się znacznie wcześniej.

Wielkie Księstwo Badeńskie

Choć o. Joachim utrzymywał, że jego przodkowie dotarli do Rzeczypospolitej w XVIII w. z Wołoszczyzny, to zgodnie ze „Złotą księgą szlachty polskiej” „pierwszy Badeni przybył na ziemie polskie jako pułkownik wojsk księcia Jana Sforzy w orszaku królowej Bony. Jego syn Leonard otrzymał od króla Zygmunta Augusta szlachectwo, które dopiero w 1577 r. zostało zatwierdzone przez króla Stefana Batorego »w nagrodę wojskowych zasług«, jednak nobilitacja ta zaginęła (…). W 1768 r. nadanie to zostało potwierdzone przez sejm ekstraordynaryjny warszawski”. Już wtedy ród liczył się na dworze królewskim – Andrzej Badeni był pisarzem skarbu koronnego, lojalnym wobec króla Jana III Sobieskiego. W XVIII w. u boku Stanisława Augusta Poniatowskiego służyli bracia Stanisław (protoplasta linii rodu, która wygasła dopiero wraz ze śmiercią o. Joachima) i Marcin Badeni. W 1845 r. pradziadek dominikanina, Władysław, otrzymał tytuł hrabiowski, był wybierany na posła do Sejmu Krajowego i zarządzał rozległymi dobrami w Galicji. Jego synowie Stanisław Marcin oraz Kazimierz Feliks urodzili się w majątku w Surochowie (gdzie pół wieku wcześniej na świat przyszedł Aleksander Fredro!), a wyśmienitą edukację uzyskali m.in. w Krakowie. Obaj władali siedmioma językami, obaj też uzyskali tytuł doktora prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego (Stanisław obronił jeszcze doktorat z filozofii). Ich ziemskie dobra w sumie przekraczały 40 ha, a prócz włości były to tartaki, gorzelnie, browary i młyny. Jak napisał syn Stanisława, Stefan, „nic dziwnego, że u schyłku [XIX] stulecia trzęśli krajem, który poczęto nazywać »Wielkim Księstwem Badeńskim«”. Jednym z majątków, który przypadł w spadku Kazimierzowi Feliksowi, był Busk koło Lwowa, gdzie w dzieciństwie przez kilka lat mieszkał wraz z matką o. Joachim.

Warto przy tym nadmienić, że przyszły dominikanin imię na chrzcie otrzymał po dziadku, który notabene także urodził się 14 października (tyle że w 1846 r.), a o. Joachim ponoć to właśnie po nim odziedziczył temperament i zdolności krasomówcze. U schyłku XIX w. rodzina Badenich należała do galicyjskiej elity, a polityczna kariera Kazimierza Feliksa nabierała rozmachu. W 1888 r. został powołany na stanowisko namiestnika Galicji, w 1894 r. zaś zorganizował z ogromnym rozmachem Powszechną Wystawę Krajową we Lwowie, co przyczyniło się do mianowania go przez cesarza Franciszka Józefa na stanowisko premiera. Choć pełnił tę funkcję zaledwie przez dwa lata (1895–1897), to zdołał przeprowadzić „wielką reformę ordynacji wyborczej do parlamentu (prawo głosu dla członków niższych warstw społecznych), reformę finansów oraz wprowadził równouprawnienie językowe dla Czechów. Jednak, paradoksalnie, decyzje te przysporzyły mu więcej wrogów niż zwolenników. Wśród przeciwników byli m.in. niemieccy posłowie i socjaldemokraci z Ignacym Daszyńskim na czele”. Premierowanie Kazimierza Feliksa miało burzliwy koniec: w parlamencie doszło do awantur i rękoczynów, a sam Badeni pojedynkował się z jednym z niemieckich posłów. W efekcie cesarz zdymisjonował polskiego premiera. Kiedy 12 lat później dziadek o. Joachima zmarł na zawał (9 lipca 1909 r.), w jego pogrzebie tłumnie wzięli udział lwowianie oraz oficjalna delegacja austriackiego parlamentu i liczna grupa Czechów – wdzięcznych Badeniemu za nadanie im przywilejów językowych.

Przedwojenny bal arystokracji. W dolnym rzędzie pierwszy z prawej młody Kazimierz Badeni (imię Joach

Przedwojenny bal arystokracji. W dolnym rzędzie pierwszy z prawej młody Kazimierz Badeni (imię Joachim przyjął wraz ze święceniami po wojnie)

Foto: Grzegorz Kozakiewicz/Forum

Jedyny syn Kazimierza – Ludwik Józef Władysław (ur. w 1873 r.) – w wieku młodzieńczym czerpał pełnymi garściami z dóbr, jakie gwarantowały mu arystokratyczne urodzenie, wykształcenie i niemały majątek. Już od 1901 r. pełnił funkcje dyplomatyczne w poselstwie austriackim, ale przełom w jego życiu nastąpił dekadę później, gdy w czasie pobytu w Sztokholmie na jednym z bali poznał kobietę niezwykłej urody: Alicję Elżbietę Ankarcron. Sam uchodził za playboya, a przyszły teść ponoć nie znosił go do tego stopnia, że nie pojawił się na ślubie córki. Uroczystość odbyła się 21 listopada 1911 r. po niespełna rocznym narzeczeństwie. Było to nie lada wydarzenie, zwłaszcza że panna młoda wywodząca się z protestanckiej rodziny dla męża przeszła na katolicyzm. Zaślubiny odbyły się w kościele św. Eugenii w Sztokholmie, a związek małżeński błogosławili wikariusz apostolski biskup Albert Bitter oraz proboszcz Aktyl z Buska. Przyjęcie weselne zorganizowano na szwedzkim dworze królewskim, a w podróży poślubnej młodzi zwiedzili Wenecję, Rzym i Watykan (gdzie nawet uzyskali prywatną audiencję u Piusa X). Po powrocie zamieszkali w majątku Badenich w Busku, wkrótce jednak Ludwik został wysłany na placówkę dyplomatyczną do Brukseli. Małżonkowie zamieszkali w wynajmowanym pałacu przy Avenue Louise, gdzie 14 października 1912 r. urodziło się ich jedyne dziecko: Kazimierz Stanisław, przyszły o. Joachim.

Reklama
Reklama

Z Buska do Żywca

Rodzinne szczęście nie trwało długo. Tuż po wybuchu I wojny światowej małżonkowie wraz z synkiem udali się do Wiednia, skąd „Alicja i Kazio z babcią hrabiną Marią Badeniową powrócili do Buska, Ludwik zaś został na leczeniu w klinice w Austrii”. Niestety, 10 listopada 1916 r. ojciec czteroletniego wówczas Kazia zmarł. Mimo wojennej zawieruchy hrabinie Alicji udało się sprowadzić ciało męża do Buska, gdzie Ludwik Badeni spoczął w rodzinnym grobowcu. 27-letnia kobieta nie uległa rozpaczy – zajęła się wychowaniem syna, działalnością dobroczynną oraz interesami związanymi z posiadanymi dobrami (m.in. browarem i piwem eksportowym BAK).

W czasie jednej z podróży w interesach w wiedeńskim hotelu poznała arcyksięcia Karola Olbrachta Habsburga. A raczej to on dostrzegł jej wyjątkową urodę, o czym od razu nie omieszkał poinformować swego ojca Karola Stefana, pana na żywieckim zamku, wówczas uchodzącego za nieoficjalnego kandydata na króla Polski: „Jeżeli ona nie zostanie moją żoną, nigdy się nie ożenię!”. Trzeba przyznać, że Karol Olbracht, oficer armii cesarskiej, był w swym postanowieniu konsekwentny: mimo trwania działań wojennych i swego udziału we froncie włoskim wysyłał ukochanej kwiaty. Kobieta początkowo nie robiła sobie żadnych nadziei, miała przecież kilkuletniego syna z pierwszego małżeństwa i była „tylko” hrabiną. Być może dlatego przyjęła oświadczyny księcia Rothkowitza, ale wkrótce otrzymała dramatyczny list miłosny od Karola Olbrachta, zerwała więc zaręczyny. Podczas wojny polsko-bolszewickiej Busk był w oblężeniu, ale Alicja wraz z ośmioletnim Kaziem zdołała się ukryć na kilka dni w należącym do nich browarze, pałacu zaś – zwycięsko – bronili polscy żołnierze. Wtedy też do Buska przybył z wojskiem polskim Karol Olbracht, który wywiózł ukochaną i jej synka do pałacu Radziwiłłów w Balicach pod Krakowem (żoną księcia Hieronima Radziwiłła była rodzona siostra Karola).

Wkrótce odbyły się zaręczyny. Alicja została dobrze przyjęta przez żywieckich Habsburgów, którzy szczycili się głębokim przywiązaniem do polskiej ziemi i polskości w ogóle. Jak bardzo było to dla nich ważne, możemy przeczytać w liście seniorów rodu do hrabiostwa Potockich, którzy w takich oto słowach pisali o przyszłej synowej: „Jest wyjątkowo miła i szczera, dobra Polka, mówi doskonale po polsku i wychowuje w tym duchu syna Kazimierza”. Ponieważ hrabina Alicja Badeni (Ankarcrona) nie wywodziła się ani z rodziny cesarskiej, ani królewskiej, arcyksiążę Karol Olbracht musiał uzyskać zgodę na ten ślub od ówczesnej głowy dynastii, Karola I Habsburga Lotaryńskiego. Po otrzymaniu potwierdzenia młodzi zawarli związek małżeński w listopadzie 1920 r. na zamku w Żywcu, a świadkami młodej pary zostali arcyksiążę Leon Habsburg i książę Hieronim Radziwiłł. Małżeństwo Alicji i Karola Olbrachta było tzw. morganatycznym (ani żonie, ani potomstwu z tego związku nie przysługiwał arcyksiążęcy tytuł oraz wiele innych przywilejów). Mimo to stanowili bardzo dobraną parę. Alicja urodziła Habsburgowi czworo dzieci: Karola Stefana, Marię Krystynę, Renatę Marię oraz Olbrachta Maksymiliana, który zmarł na dyfteryt w wieku dwóch lat. Śmierć małego Olbrachta odcisnęła piętno na Alicji – do końca życia nosiła żałobne stroje, a przed podobiznami synka potrafiła w zadumie spędzać całe godziny. „Po śmierci rodziców arcyksiążę Karol Olbracht został bardzo zamożnym człowiekiem. Żona otrzymywała 10 000 zł miesięcznie, z których pokrywała poza osobistymi wydatkami koszty modernizacji wnętrz pałacowych, pomieszczeń dla służby, oraz przeróbek na terenie parku. Prowadziła szeroką działalność charytatywną, podnosząc zdrowotność i szkolnictwo w swoich dobrach, ponadto nigdy nie odmawiała pomocy potrzebującym, a zwracającym się do niej. Zajmowała się upiększaniem siedzib w Busku i Żywcu, według własnego gustu. Między innymi każdy apartament gościnny otrzymał łazienkę z wyposażeniem zakupionym w Londynie i w kraju. Szczególnym zainteresowaniem darzyła pracę ogrodników w parku, inspirując i projektując zmiany. Jako Szwedka miłowała piękno przyrody, a park żywiecki nabrał pod jej okiem nowego blasku. Prawie cesarski ceremoniał panujący w zamku w Żywcu za życia teściów, został znacznie uproszczony, choć sporo zeń jeszcze podczas rzadszych już przyjęć pozostało” (Helena Chłopczyk, www.tmzz.org.pl).

Kazimierz Badeni (pierwszy z lewej). Kraków, lata 30. XX wieku

Kazimierz Badeni (pierwszy z lewej). Kraków, lata 30. XX wieku

Foto: Beldoneck

Młody Kazimierz Badeni po maturze w Żywcu rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do studiów niezbyt się przykładał. Wolał dobrze się bawić – nocami balował, we dnie sypiał. A mimo to udało mu się studia ukończyć. W ich trakcie spotykał się z Anną, rodzoną siostrą Jana Józefa Szczepańskiego. Choć po latach o. Joachim przekonywał, że on nigdy do żeniaczki się nie nadawał, to w latach 80. niedoszła narzeczona tak to skomentowała: „Jego matka uważała, że nie jestem dla niego dobrą partią”. Fakt, że jedyną kobietą, którą prawdziwie kochał Kazio, była jego matka – choć kobiety w ogóle cenił i podziwiał.

Dziś byśmy powiedzieli, że po szwedzku chłodna w obyciu matka nie nauczyła syna okazywania uczuć. A przecież musiały one znaleźć swoje ujście. Pierwsze mistyczne doznanie Kazimierz przeżył na rok przed II wojną: „»Było to we Lwowie. Idę wieczorem do knajpy i niespodziewanie ktoś łagodnie kładzie mi rękę na plecach, rozglądam się: wokół pusto. A czuję, że dotyka mnie Matka, delikatnie wskazując drogę. Idę posłusznie tam, gdzie Ona każe. Dochodzę do kościoła dominikanów, przed nim widzę figurę Matki Boskiej z Lourdes, fundowaną przez moją ciotkę«. Badeni zastał świątynię zamkniętą, ale na drugi dzień powrócił w to samo miejsce. Trafił na moment, w którym zakonnicy odmawiali różaniec. Podczas nabożeństwa przysnął, a kiedy się ocknął, ujrzał Hostię w monstrancji, lecz w istocie zobaczył ciało i krew. Był wstrząśnięty dotknięciem Maryi, ogarnął go głód Eucharystii, nieustannie przystępował do Komunii. Minęło kilkadziesiąt lat, a on nadal czuje Jej macierzyński, a zarazem dziewiczy dotyk. »Maryja chciała mnie ocalić przed dalszym błądzeniem – wspominał ojciec Joachim. – Nie wiem, co stałoby się ze mną podczas wojny i po jej zakończeniu, gdyby nie Ona. Chyba przepadłbym moralnie«”. (Bartłomiej Dobrzyński, www.lednica2000.pl).

Reklama
Reklama

Tuż przed wybuchem wojny Kazimierz Badeni odwiedził rodzinę matki w Szwecji, ale postanowił natychmiast wrócić do Polski, by bronić kraju. Po klęsce wrześniowej uciekł przez Rumunię do Francji. W Anglii wstąpił do Brygady Strzelców Podhalańskich i walczył pod Narwikiem. Po klęsce Francji uciekł do Marsylii, a stamtąd do Casablanki i Oranu, bo wówczas była to najkrótsza droga do Anglii.

W pierwszych miesiącach wojny jego matkę wraz z przyrodnimi siostrami Gestapo eksmitowało z zamku w Żywcu i przymusowo przesiedliło do rozpadającego się domu w Wiśle, ojczyma zaś, który nie chciał zrzec się polskiego obywatelstwa, aresztowano (w więzieniu cieszyńskim przebywał do sierpnia 1941 r.). W czasie wojny Alicja działała w konspiracji, a dzięki swym kontaktom i koneksjom była ważną łączniczką Polskiego Państwa Podziemnego. W 1942 r. hitlerowcy wywieźli rodzinę Kazimierza na teren III Rzeszy, gdzie w kwietniu 1945 r. zostali – wraz z innymi robotnikami przymusowymi – wyzwoleni przez Amerykanów. Przez pierwsze lata po wojnie Habsburgowie próbowali odzyskać żywieckie dobra, niestety władze PRL nie pozostawiły co do tego złudzeń. Wyjechali więc do Szwecji, gdzie Alicja zamieszkała z córkami na stałe, tuż po śmierci Karola Olbrachta – 17 marca 1951 r. (notabene będącą z krótką wizytą w Polsce Alicję wypuszczono do Sztokholmu dopiero na pogrzeb męża, nie zdołała się więc z nim pożegnać).

Pierworodny syn zaś w 1944 r., jeszcze podczas pobytu w Anglii, postanowił zostać zakonnikiem. W klasztorze dominikanów w Howkesyard 16 sierpnia 1945 r. złożył pierwszą profesję i przyjął imię Joachim.

„Tylko Badeni dobrze cię ożeni”

Po obłóczynach i zaliczeniu filozofii w 1947 r. wrócił do Polski. Dokończył studia teologiczne i w 1950 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupa Stanisława Rosponda. Po kilku latach został magistrem nowicjatu, czyli opiekunem kandydatów do zakonu. Tę funkcję pełnił najpierw w Jarosławiu, potem zaś w Krakowie. Ponoć był wymagającym wychowawcą. Z kolei w Poznaniu rozpropagował duszpasterstwo akademickie (w latach 1957–1975). Ten rodzaj pracy ze studentami kontynuował we Wrocławiu, a następnie od 1977 r. w Krakowie, gdzie wraz z o. Tomaszem Pawłowskim stworzył duszpasterstwo akademickie „Beczka”. Jak wspominał o. Badeni, „Mieliśmy różne charaktery: on znakomity organizator, ja wolałem działać »słowem«, przez pewien czas przezywali mnie nawet »guru«. Być może dlatego doskonale się uzupełnialiśmy”. Poprzez swoje mistyczne doświadczenia stał się cenionym przez Ruch Odnowy w Duchu Świętym rekolekcjonistą, choć po latach przyznawał, że „w Odnowie zbyt wiele było emocji”.

Przez całe swoje zakonne życie poszukiwał „Boga żywego”. Wśród jego zainteresowań duchowych były też m.in. buddyzm zen, psychologia głębi Junga, nauka Eckharta i twórczość J.R.R. Tolkiena – we „Władcy Pierścieni” widział głębokie chrześcijaństwo i żywy wykład teologiczny, dlatego przez lata przed snem lubił czytać Tolkiena w oryginale. W tekstach poświęconych o. Joachimowi nazywano go mistykiem, choć on sam mówił o sobie, że jest prorokiem. Dopiero gdy ukończył 90 lat, zaczęły się ukazywać jego książki wspomnieniowe dotyczące zarówno spraw teologicznych, jak i egzystencjalnych (rozmowy spisywane przez dziennikarzy mediów katolickich, m.in. Artura Sporniaka, Jana Strzałkę czy Alinę Petrową). Żadnej książki nie napisał własnoręcznie, wszystkie bowiem dyktował lub są one efektem wywiadów.

Jego „akademiccy wychowankowie” cenili go zwłaszcza za szczęśliwą rękę do kojarzenia par. Potrafił dobrze doradzić lub – w razie potrzeby – przestrzec. Słynął także z poczucia humoru i inteligentnego dowcipu. Na kilka miesięcy przed śmiercią o. Joachima jego klasztorny współbrat zapytał: „Jak się ojciec czuje?”. Badeni odparł szybko: „Świetnie, świetnie. Nie widzę, nie słyszę. Pełna kontemplacja!”.

Reklama
Reklama

Wszystkie cytaty, jeśli nie zostały opisane inaczej, pochodzą z książki Judyty Syrek „Nie bój się żyć. Biografia ojca Joachima Badeniego” (Znak, Kraków 2014)

Historia Polski
Raport z piekła. Misja Witolda Pileckiego
Historia Polski
Geografia pamięci
Historia Polski
Stanisław Grzmot-Skotnicki – żołnierz Niepodległej
Historia Polski
Elżbieta „Zo” Zawacka: jedyna kobieta wśród cichociemnych
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Historia Polski
Rok 1919: Czas triumfów Józefa Piłsudskiego
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama