W tej historii niejasne są nawet motywy niemieckich cesarzy konferujących jesienią 1916 r. w Pszczynie. Czy całkiem doraźny cel, jakim byli polscy rekruci, uzasadniał polityczne skutki odbudowy Królestwa Polskiego? To mało prawdopodobne – zwłaszcza że kompletne fiasko zaciągu do Polnische Wehrmacht, a zwłaszcza skutki kryzysu przysięgowego, nie anulowały niemieckich deklaracji, ale wręcz wzmocniły polskie pozycje. Zresztą Niemcy w 1916 r. nie byli aż tak zdesperowani, by ryzykować uzbrojenie niepewnej politycznie armii na własnym zapleczu. Zapewne kładziono kamień węgielny pod budowę powojennej Mitteleuropy, dokładnie według projektu Friedricha Naumanna – słabych, a zatem całkiem zależnych od Niemiec, wschodnioeuropejskich państewek przeznaczonych na kolonialne zaplecze imperium. Tak czy owak, słupy ogłoszeniowe w okupacyjnych guberniach czerwieniły się od obwieszczeń obu cesarzy wyczekujących odpowiedzi Polaków.
Polski poker
Aktu 5 listopada nie dało się ignorować, bo szybko przyniósł nadspodziewanie efekty. Sprawa Polski, uważana za zamkniętą od ponad pół wieku, znów wyskoczyła jak diabeł z pudełka, zmuszając gabinety Wschodu i Zachodu do jakiejś reakcji. Choć rządy Rosji i Wielkiej Brytanii jednobrzmiąco protestowały, zakulisowo Londyn napierał na cara, by czym prędzej obiecał Polakom więcej, niż deklarowały państwa centralne. Wystarczyły tygodnie, żeby Piotrogród przysiągł Warszawie pełną autonomię, a nawet „ziemie odzyskane" od Niemiec – jakkolwiek w granicach imperium. Wielka Brytania poparła deklarację natychmiast, a za nią sprzymierzone Włochy.
Polacy przyjęli niemieckie rewelacje bez entuzjazmu, ale i manifestacyjnej niechęci. Budziły raczej zaciekawienie, jak sama okupacja. Mimo wojskowych rygorów i rekwizycji Niemcy nie byli straszniejsi od Rosjan, a otwarcie Uniwersytetu Warszawskiego i utworzenie Politechniki – obie uczelnie z polskim językiem wykładowym – budziło umiarkowany optymizm. Jakkolwiek wojskowa okupacja ma jak najgorsze konotacje, dziś trudno zrozumieć, że w kwietniu 1917 r. generalnym gubernatorem w Lublinie został polski legionista, a zarazem austriacki oficer – Stanisław Szeptycki, co odzwierciedla tamte komplikacje.
Fakt, że gubernator Beseler ogłosił rekrutację do wojska, nim przedstawił szkic przyszłej Polski, nie pozostawia złudzeń co do niemieckich intencji. Jednak żadne polskie stronnictwo nie zlekceważyło tej szansy. Wyszarpanie Niemcom jakiegokolwiek ustępstwa tworzyło presję na państwa ententy, by przelicytować oferty Berlina. Bez ostrożnego podjęcia niemieckiego projektu w Warszawie nikt nie rozmawiałby z Dmowskim w Paryżu.
W istocie sformowanie w styczniu 1917 r. Tymczasowej Rady Stanu świadczy o politycznej odwadze jej członków. Wprawdzie Niemcy moderowali skład Rady według stref okupacyjnych i frakcji, jednak nawet zła wola nie pozwala jej uznać za organ niemiecki. Aplikowały do niej wszystkie stronnictwa aktywne w Kongresówce z obu stron okupacyjnej granicy. Zdecydował się na to także Piłsudski, obejmując w Radzie Referat Wojskowy. Siadając do politycznego pokera, złożył w puli nawet Legiony, włączone do podległych tylko Niemcom Polskich Sił Zbrojnych, czyli Polnische Wehrmacht.