Drzewo demograficzne to grafika przedstawiająca społeczeństwo. Z prawej strony pnia umieszcza się zwykle kobiety (na ogół liczniejsze), z lewej mężczyzn. U dołu, gdzie są dzieci, drzewo jest szerokie, a na samej górze, dokąd zawędrowali stuletni staruszkowie, już oczywiście wąziutkie. Szerokie gałęzie powinno mieć również – i z lewej, i z prawej strony – na wysokości 20-latków. Wyobraźmy sobie drzewo demograficzne Francuzów z epoki tuż po I wojnie światowej. Z lewej strony, zwłaszcza tam, gdzie jest miejsce na młodzieńców z roczników 1885 – 1895, zieje potworna wyrwa.– To właśnie nasze dzieło – mogliby powiedzieć Falkenhayn i Joffre. Pierwszy z nich chciał wykrwawić francuską „armię jedynaków”, a drugi – nakazując bezsensowne kontrofensywy przeciw Niemcom – faktycznie mu to umożliwił. Andrzej Nieuważny, autor jak zwykle znakomitego szkicu zamieszczonego w tym zeszycie „Bitew...”, udowadnia wprawdzie, że przynajmniej z początku niemiecki sztabowiec chciał przede wszystkim zdobyć Verdun, a nie uruchamiać „maszynki do francuskiego mięsa”, ale później obsługiwał ową maszynkę z wyraźnym zamiłowaniem.Kto wie, jak zakończyłaby się I wojna światowa, gdyby nie przystąpili do niej Amerykanie oraz nie zdążyli wysłać do Europy setek tysięcy żołnierzy. „Armia jedynaków” w istocie była wykrwawiona, a żołnierze buntowali się przeciw jatkom na froncie. Jatkom, podkreślmy, całkowicie bezcelowym. Nagromadzenie potwornie skutecznych broni, jakich wcześniej świat nie widział, na stosunkowo krótkim, zachodnim froncie uniemożliwiało przeprowadzenie skutecznej operacji zaczepnej, mogącej doprowadzić do zwycięstwa którejś ze stron. Działa lekkie i ciężkie, strzelające na wprost i po stromych torach, karabiny maszynowe siekące przedpole, granaty, miotacze płomieni, gaz rozpylany z wiatrem i zawarty w bombach – to wszystko zamieniło wojnę w jedną wielką rzeźnię.Podczas pierwszej wojny światowej ponad cztery lata młodzi ludzie z najbardziej rozwiniętych i, zdawałoby się, cywilizowanych krajów Europy tkwili w błotnistych okopach, zabijając się już nie setkami i tysiącami, ale setkami tysięcy. Jest zdumiewającym fenomenem, że właśnie na Zachodzie wojna trwała tak długo i właściwie bez liczącego się oporu ze strony tych młodych mężczyzn oderwanych od rodzin, od pracy, od nauki. I tak dobrze, że nie sprawdziła się teoria dobrego wojaka Szwejka, który, zapytany, jak długo wojna potrwa, odpowiedział, że 15 lat. – A jak żeście to obliczyli, Szwejku? – Była już wojna 30-letnia, a teraz jesteśmy o połowę mądrzejsi...