Ta data wciąż zawadza

Czym jest 17 września z perspektywy dzisiejszych dyskusji o kształcie Europy?

Publikacja: 16.09.2009 01:16

Ta data wciąż zawadza

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Akurat w tym roku trudno pisać o rocznicy agresji ZSRR na walczącą z Niemcami Polskę bez odniesień do dzisiejszej wojny, w której historię traktuje się niby oręż, a która poprzedziła spotkanie polityków – w tym szefów rządów Niemiec i Rosji – na Westerplatte.

[srodtytul]Na sygnał z Kremla[/srodtytul]

Jak mogliśmy się przekonać, walka o prawdę na temat paktu Ribbentrop-Mołotow i wynikającym z niego „ciosie w plecy” 17 września 1939 roku nie jest zakończona. Co więcej – poczuliśmy przedsmak rosyjskiej kontrofensywy historycznej, która ma już gotowe tezy o rzekomym aliansie polsko-nazistowskim i odpowiedzialności Warszawy za wybuch II wojny światowej. Profesor Zdzisław Krasnodębski ujął to nowe odkrycie tak: okazało się, że wbrew naszemu błogiemu przekonaniu z ostatnich dwóch dekad nic w historii nie jest ustalone, nic nie jest ewidentne.

Istotnie, okazało się, że ustalenia historyczne o wydarzeniach sprzed 70 lat na sygnał z Kremla mogą ulec zaskakująco szybkiej rewizji i znajdą się odpowiednio utytułowane profesorskie głowy, które takie zmiany gotowe są potwierdzić swoim autorytetem.

Że politykę historyczną może prowadzić wywiad. Że z każdego można zrobić agenta Abwehry.

Że nagle pewne niewygodne daty znikają i taką datą jest właśnie 17 września.

[srodtytul]O czym milczy Putin[/srodtytul]

Ktoś, kto uważnie wczytał się w tekst Władimira Putina dla „Gazety Wyborczej”, a potem w tekst jego przemówienia, nie znajdzie w nich w ogóle daty 17 września. Na dodatek – mimo że w obu tekstach pojawiają się odniesienia do Katynia – rosyjski premier nie orzeka w swoich tekstach, kto był sprawcą mordu na jeńcach z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa.

Jeśli dorzucimy do tego obronę traktatu Ribbentrop-Mołotow, to można powiedzieć, że powrót rosyjskiej polityki historycznej do stalinowskich tradycji staje się na naszych oczach faktem. Dla pokoleń historyków, które wyrosły w walce o prawdę na temat sowieckiej agresji wrześniowej, oznacza to gorzkie poczucie cofnięcia się o dwie dekady.

Czym jest data 17 września z perspektywy dzisiejszych dyskusji o kształcie Europy? Agresja ta była wynikiem ustaleń traktatu Ribbentrop-Mołotow, czyli wyroku, jaki dwaj totalitarni agresorzy wydali na Polskę, państwa bałtyckie, Finlandię i częściowo Rumunię. Był to powrót do ideologii politycznej uznającej, że w Europie decydujący głos winien należeć do największych i najsilniejszych graczy.

Pakt ten był też zemstą na traktacie wersalskim, który stworzył Polskę i stworzył sytuację, w której możliwa była niepodległość państw bałtyckich czy Czechosłowacji. Jeśli więc Putin wraca dziś do usprawiedliwiania paktu z 23 sierpnia 1939 roku, to nic dziwnego, że wraca też do dezawuowania Wersalu. Do kreowania tezy, że traktat z 1919 roku przygotował grunt pod II wojnę światową.

To prawda, ale w innym sensie, niż chce Putin. Uznanie przez Republikę Weimarską i Rosję sowiecką niepodległości Polski jako skandal było pragenezą zmowy Hitlera i Stalina i rozbioru niepodległej RP. I przypomnijmy, że totalitaryzm nie był tu jedyną przyczyną takiego myślenia: Republika Weimarska była państwem demokratycznym, ale nie zmieniało to faktu, że życzyła ona niepodległej Polsce jak najgorzej. A gdy w miejsce Weimaru przyszła III Rzesza – skrupułów było jeszcze mniej. W wypadku Polski, ale i np. Finlandii – na mocy traktatu z 23 sierpnia 1939 roku dwa duże państwa potraktowały podmiotowość i niepodległość nowych państw jako wyzwanie dla dominacji silnych.

[srodtytul]Znów dyktat silnych?[/srodtytul]

Przez wiele lat Unia Europejska podawana była jako przykład przezwyciężenia ducha dyktatu wielkich państw, dominacji najsilniejszych, koncertu mocarstw – przekleństwa XIX wieku.

Istotnie, w powojennej sytuacji osłabienia Niemiec i zmierzchu imperialnego statusu Anglii i Francji, przy dającej Zachodowi poczucie bezpieczeństwa asyście Ameryki – przez 40 lat istniał polityczny system względnej równowagi między państwami dużymi a małymi. Wiele lat niewielka Holandia miała równie mocną pozycję, jak pokutująca za nazizm RFN. Ale od ponad dekady powracają pytania, czy Niemcy zjednoczone i pełne dumy z udanej historycznej reedukacji mieszczą się jeszcze w Unii, czy też ją rozsadzają? Czy Rosji nie udaje się chytra taktyka szeptania Francji i Niemcom, że jako europejskie mocarstwa winny dogadywać się z Moskwą ponad głowami mniejszych państw unijnych, a już na pewno nad członkami unijnego klubu z dawnej RWPG?

Czy sytuacja Gruzji w 2008 r. nie przypomniała przez chwilę sytuacji Czechosłowacji z okresu przed traktatem monachijskim?

[srodtytul]Zimne kserokopiarki[/srodtytul]

Pokolenie, które przeżyło wojnę, mawiało, że wówczas historia zerwała się z łańcucha. To upiorne określenie dobrze pasowało do opisu szoku, z jakim Polacy oglądali wpierw triumf Wehrmachtu, a potem sowiecki walec miażdzący wschodnią Polskę.

Jedyną pociechę przyniósł fakt, że sojusznicy połączeni IV rozbiorem Polski półtora roku potem skoczyli sobie do gardła.

Ale zanim doszło do śmiertelnego starcia rycerzy swastyki z gwardią sierpa i młota – NKWD i gestapo zdążyły jeszcze zadziałać ręka w rękę. Symbolem tej przyjaźni katów była konferencja obu służb w Zakopanem w 1940 roku. Zbrodnie w Katyniu i Palmirach były do siebie łudząco podobne.

W niedawnej dyskusji nad celowością zapraszania Putina na Westerplatte jednym z najbardziej smutnych argumentów było wskazywanie, że dzięki transmisji w rosyjskiej TV Rosjanie z mowy Putina mogli w ogóle dowiedzieć się o kontrowersjach wokół paktu Ribbentrop-Mołotow i usłyszeć nazwę Katyń.

[wyimek]Semka: – Nadal słuchamy kłamstw, aby „zrozumieć rosyjską wrażliwość”?[/wyimek]

Jeszcze dziesięć lat temu wydawało się nam, że Rosja – choćby i zygzakami zmierzająca ku Europie – będzie wiarygodnym partnerem naszych historyków w ustalaniu prawdy o zbrodniach stalinizmu.

Dziś obserwujemy zwrot w odwrotnym kierunku. Mieli rację ci historycy, którzy na początku lat 90. jeździli do Moskwy z dolarami w kieszeni i – sypiąc łapówkami – kupowali prawo do kopiowania dokumentów z archiwów ZSRR. Nie marnując czasu na badania, po prostu odbijali wszystko jak leci aż do przegrzania kserokopiarek. Mówili, jak dziś się okazuje, słusznie: Na głębsze analizy przyjdzie czas, gdy wrota archiwów znów się zatrzasną.

[srodtytul]Jak za Breżniewa...[/srodtytul]

Dziś archiwa służą na nowo do tworzenia kłamliwych filmów i pseudonaukowych publikacji, takich jak ta o rzekomych tajemnicach polskiej dyplomacji. Znów, jak w latach ZSRR, dyplomaci wyręczają historyków, a niektórzy badacze dają się sprowadzić do roli wykonawców aktualnych dyrektyw z Kremla. I znów, jak w czasach Breżniewa, są heroiczni dysydenci, niezrozumiani przez Rosjan i świadczący o historycznej prawdzie za cenę zepchnięcia na margines elit.

Czy 17 września powróci do mitologii Rosjan jako dzień chwały? Tak już jest na Białorusi, gdzie właśnie tej dacie poświęca się nazwy ulic ku czci „zjednoczenia zachodniej Białorusi z sowiecką macierzą”.

Dla nas będzie to na zawsze wspomnienie płonących dworów, strzałów w plecy polskich żołnierzy, czerwonych milicji wyłapujących „pańskich” oficerów i poczucia zapadania się w jakąś czeluść antycywilizacji. To uczucie zapowiadała 70 lat temu słynna fraza „Niczewo, prywyknitie”, którą sowieccy przybysze reagowali na szok, z jakim Polacy przyjmowali sowiecką barbarię.

A co z naszymi reakcjami na nową, rosyjską neostalinowską historiografię? Czy też w imię politycznego realizmu do niej przywykniemy i przestaniemy się dziwić kłamstwom pod hasłem „zrozumienia rosyjskiej wrażliwości”? A może znów przyjdzie podjąć walkę o prawdę z renesansem kłamstwa o wydarzeniach z lat 1939 – 1941?

Akurat w tym roku trudno pisać o rocznicy agresji ZSRR na walczącą z Niemcami Polskę bez odniesień do dzisiejszej wojny, w której historię traktuje się niby oręż, a która poprzedziła spotkanie polityków – w tym szefów rządów Niemiec i Rosji – na Westerplatte.

[srodtytul]Na sygnał z Kremla[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem