Błędna strategia Hitlera – oczekiwanie na desant w rejonie Pas-de-Calais – spowodowała zbyt duże ich rozproszenie. W pobliżu alianckiego przyczółka znajdowały się tylko dwie dywizje pancerne, które w pierwszych dniach inwazji uderzały samodzielnie i nie były w stanie zepchnąć żołnierzy Eisenhowera do morza. Pozostałe potrzebowały kilku dni na dotarcie do Normandii.
Kolejne dni kampanii we Francji pokazały, że niemiecka przewaga jakościowa w broni pancernej nie może odmienić losów starć ze względu na dominację alianckiego lotnictwa. Skoncentrowanie dywizji szybkich w potężną pięść pancerną było niemożliwe, gdyż samoloty szturmowe sprzymierzonych sparaliżowały ruch na drogach w strefie przyfrontowej (do 100 km od linii frontu). Krążące na niebie „Jabos” – jak Niemcy ochrzcili myśliwce bombardujące – niczym jastrzębie spadały na wszystko, co się ruszało na ziemi.
Niszczyły drogi, mosty, linie kolejowe, kolumny wojska, pojazdy, magazyny, środki łączności, punkty dowodzenia. Przebycie odcinka, którego pokonanie w normalnych warunkach zabrałoby Niemcom kilka godzin, z reguły zamieniało się w całodniowy horror ucieczek i krycia się przed „Jabos”. Próba odzyskania inicjatywy przez Luftwaffe zakończyła się klęską. Pomimo użycia w ciągu jednego dnia ponad 500 maszyn powietrzna armada Goeringa nie zdołała się przedrzeć przez aliancką osłonę lotniczą nad Normandię.
Symbolem niemieckiej bezradności wobec alianckiego lotnictwa stały się dwa wydarzenia. 25 lipca 1944 roku pod St. Lô (na linii natarcia amerykańskiej 3. Armii gen. Pattona) 1800 latających fortec i 500 thunderboltów zrównało z ziemią obszar o wielkości 2300 na 5500 m. Niemieckie straty w tym rejonie wyniosły 70 proc., zanim którykolwiek z żołnierzy zdołał zobaczyć przeciwnika. Z kolei między 7 a 9 sierpnia pod Mortain „Jabos” rozniosły na strzępy niemiecki kontratak, niszcząc setki pojazdów pancernych atakujących w masie niczym na rosyjskich stepach.