Nie jestem wyborcą PiS. Tyle o moich sympatiach politycznych. Zresztą cała polska scena polityczna napawa mnie wstrętem. Z historycznego punktu widzenia uważam, że epoka wielkich wizjonerów politycznych i prawdziwych mężów stanu odeszła do lamusa. Wizjonerów zastąpili cyniczni cwaniacy, a działaczy społecznych – jednostki pasożytnicze. Mogę mieć jedynie nadzieję, że kiedyś powstanie formacja polityczna, która będzie prawdziwie wolnościowa i zredukuje rolę państwa w życiu obywatela do niezbędnego minimum.
Czytaj więcej
Niedawno wybrałem się do Verdun. Namówił mnie do odwiedzenia tego miasta Joseph Zimet, były szef...
Przeraża mnie, że tak poważny, wręcz traumatyczny temat w dziejach naszego narodu, jak potworna kaźń obywateli polskich podczas niemieckiej okupacji, staje się dzisiaj przedmiotem prymitywnych przepychanek politycznych i medialnych kpin. Jest skrajną bezczelnością, że przywódca rządzącej partii świadomie przemienia ten niezwykle ważny akt sprawiedliwości dziejowej w przedmiot swojej gry politycznej. Odszkodowania wojenne, które należą się każdej polskiej rodzinie, niezależnie od wyznania czy pochodzenia, stały się dzisiaj kiełbasą wyborczą partii rządzącej i pośmiewiskiem wszelkiej maści opozycji. Czy naprawdę żadna ze stron tej cyrkowej przepychanki nie wyczuwa powagi sprawy? Czy śmierć ponad 5 mln naszych rodaków, a często naszych rodziców, dziadków i krewnych, może być obiektem zwykłej pyskówy przedwyborczej? Czy obie strony nie widzą, że w tej chwili najgodniej zachowują się Niemcy, którzy w milczeniu przyglądają się, jak Polacy leją siebie po mordach?
Odszkodowania stare jak świat
Odszkodowania wojenne są jednym z najstarszych elementów pokojowej polityki między narodami. Istniały od początku cywilizacji i stanowiły jeden z najskuteczniejszych sposobów utrzymania pokoju. Nie są niczyją łaską ani przywilejem. Istnieją od niepamiętnych czasów, ponieważ są aktem sprawiedliwości społecznej i dziejowej. Nie jesteśmy pierwszymi w historii, którzy chcą, a nawet powinni o nie wystąpić. Jeżeli nie chcemy nigdy więcej wojny, to każmy agresorowi płacić ciężkie odszkodowania za napaść. To daje nadzieję, że drugi raz nie podniesie na nas ręki.
W paryskim muzeum w Luwrze obejrzeć można ponaddwumetrową kamienną stelę z wykutym na niej tekstem w języku babilońskim. Stela została odnaleziona w 1901 r. przez francuską ekipę archeologiczną w irańskiej Suzie, dokąd w XIII w. p.n.e. została wywieziona z Babilonii jako zdobycz wojenna Elamitów. Tekst na steli został nazwany Kodeksem Hammurabiego – od imienia panującego w latach ok. 1792–1750 p.n.e. króla Babilonu. Jest on jednym z wielu podobnych babilońskich zbiorów praw: kodeksu Ur-Nammu (przełom XXII–XXI w. p.n.e.), kodeksu Bilalamy z Esznunny (przełom XXI–XX w. p.n.e.) czy kodeksu Lipit-Isztara (XX w. p.n.e.). Były to pierwsze regulacje mówiące o regułach obowiązujących na wojnie.