Naprawdę nazywała się Aleksandra Wąsik. Gdy po wojnie studiowała w Państwowej Szkole Dramatycznej działającej przy Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie (w 1947 r. ukończyła PWSA), ponoć jeden z jej wykładowców, Wiesław Górecki, uznał, że „Wąsik” to mało chwytliwe nazwisko dla przyszłej gwiazdy. A może powód był zgoła inny? Ale o tym za chwilę. W każdym razie na studiach mówiono o niej „ta ze Śląska”, sceniczny pseudonim sam się więc nasuwał.
Jej aktorski talent dostrzegli i szlifowali wybitni aktorzy i pedagodzy przedwojenni, m.in. Ludwik Solski, Juliusz Osterwa czy Aleksander Zelwerowicz. Na teatralnej scenie debiutowała w „Słowackim” jeszcze w trakcie studiów: rolą Rózi w „Bartoszu Głowackim” Wandy Wasilewskiej w reż. Józefa Karbowskiego. Trochę przypadkiem, bo w zastępstwie chorej aktorki. A mimo to została doceniona przez krytyków teatralnych i publiczność za „fascynujący młodzieńczy blask”. Już wtedy odznaczała się nietuzinkową posągową urodą – była wysoka i szczupła, o ostrych rysach twarzy i pięknych rudych włosach. Ale swój zawodowy sukces i uznanie publiczności zawdzięczała talentowi i niezwykłej pracowitości.
Panna z Katowic
Nie była „dziewczyną znikąd”, bez znanego nazwiska. A może właśnie owo pochodzenie w powojennej Polsce stanowiło problem? Urodziła się bowiem w zamożnej mieszczańskiej rodzinie 4 listopada 1925 r., w katowickiej kamienicy przy u. Poniatowskiego 34. Jej ojciec Edmund Wąsik w II RP pełnił funkcję wicedyrektora Okręgu Polskich Kolei Państwowych i był znanym działaczem niepodległościowym – uczestniczył w III powstaniu śląskim, a w latach 1935–1938 był posłem na Sejm Rzeczypospolitej. Aleksandra wychowywała się więc (wraz z o rok młodszym bratem) w naprawdę dobrych warunkach bytowych; jej rodziców stać było na częste wizyty w teatrach, dokąd chętnie zabierali dorastającą córkę. W ten sposób nastoletnia Aleksandra złapała „scenicznego bakcyla” i zapragnęła zostać aktorką.
Jej dalekosiężne plany pokrzyżował wybuch wojny. Ale zapobiegliwa matka, aby uchronić córkę przed wywózką na przymusowe roboty do III Rzeszy, wysłała Aleksandrę do krewnych w Wiedniu. „Tam opiekowała się nią jakaś ciotka, a ona pracowała i uczyła się aktorstwa – powiedział w rozmowie z »Dziennikiem Zachodnim« Szczęsny Zygmunt Górski, doktor nauk przyrodniczych, mgr fizyki, jedyny syn aktorki, owoc jej pierwszego małżeństwa z Czesławem Górskim. – Bolały ją uwagi na ten temat, wolała się nie tłumaczyć, że to była ucieczka od pracy przymusowej, nie każdy to rozumiał. Z powodu Wiednia spotykały matkę przykrości” (za: Paweł Piotrowicz, „Zimna królowa”, Kultura.onet.pl). Po wojnie przez pierwsze lata związana była z Krakowem, na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego zagrała w kilkunastu sztukach (szczególnie ceniła swój występ w roli Stelli u boku Juliusza Osterwy w „Fantazym” Słowackiego), zdobywała doświadczenie i uznanie, ale ciągnęło ją do stolicy.
Debiut na ekranie
Zanim jednak przeniosła się do Warszawy, jeszcze w „czasie krakowskim” debiutowała przed kamerą. W 1947 r. zagrała w ważnym powojennym filmie w reżyserii Wandy Jakubowskiej. „Ostatni etap” (premiera: 28 marca 1948 r.) to „na wpół dokumentalna, oparta na wspomnieniach opowieść o losach więźniarek hitlerowskiego obozu śmierci w Oświęcimiu-Birkenau; obraz ludzkich cierpień i tragedii, ale także walki człowieka o swoją godność” (za: Filmpolski.pl), gdzie Aleksandra Śląska, mimo że w pierwotnym zamyśle reżyserki miała zagrać jedną z więzionych Polek, wcieliła się w „okrutną, bezwzględną, choć niepozbawioną pewnych ludzkich cech Oberaufseherin” – nadzorczynię kobiet skazanych na zagładę. Postać wzorowana była na sadystycznej esesmance Irmie Grese, którą więźniarki nazywały „piękną bestią”. Po wojnie za swoje zbrodnie Grese zawisła na szubienicy – 13 grudnia 1945 r. w Hameln.