Thatcher miała odrzucić sugestię, że dostarczenie pandy do USA na pokładzie jej samolotu mogłoby wzmocnić "specjalne relacje" łączące USA i Wielką Brytanię. Jej zdaniem pandy były "złym znakiem" dla polityków - wynika z dokumentów ujawnionych przez Brytyjskie Archiwum Narodowe.
Skąd wziął się pomysł, by Thatcher towarzyszyła panda? Smithsonian Institute w Waszyngtonie zwrócił się wcześniej z prośbą o wypożyczenie mu samca pandy wielkiej o imieniu Chia Chia przez londyńskie zoo w celach reprodukcyjnych - samiec miał być partnerem dla samicy Ling Ling.
Londyńskie Towarzystwo Zoologiczne zasugerowało, że Chia Chia mógłby polecieć do USA z premier udającą się na spotkanie z Reaganem.
Sir Robert Armstrong, sekretarz gabinetu Thatcher pisał w tamtym czasie, że taki gest mógłby przysłużyć się relacjom amerykańsko-brytyjskim.
W odręcznej odpowiedzi na tę sugestię Thatcher napisała: "Nie zabieram pandy ze sobą. Pandy i politycy nie są szczęśliwą wróżbą".