Gdy 2 sierpnia 1914 roku ogłoszono mobilizację strzelecką, Oddział Żeński Strzelca w Krakowie zgromadził 30 kobiet. Zaraz potem zgłosiły się kolejne 102 niewiasty, od uczennic po dojrzałe żony i matki. Pierwsze wiadomości zza kordonu przyniosła Zofia Zawiszanka, w jej też dworze zatrzymał się pierwszy patrol kawalerii legionowej. Zaraz też zaczęto organizować sekcje: sanitarną, kwaterunkową, zbiórek i zgłoszeń, w których niewiasty najliczniej służyły.
W lutym 1915 roku rozpoczęła działalność Liga Kobiet Galicji i Śląska, która w 1916 roku liczyła 109 kół i 12 560 członkiń. W samym Tarnowie grupowała ich aż 900. Działała też Liga Kobiet Pogotowia Wojennego. Trudno było znaleźć miasteczko w Galicji, w którym kobiety nie podjęłyby zbiórki środków, nie prowadziły przytułku dla legionistów bądź sierot po poległych, nie szyły odzieży czy nie dyżurowały z ciepłą herbatą na dworcach kolejowych. Pamiętały o każdych świętach, zbierając paczki (mówiono wtedy o „wełnie dla legionistów”) dla żołnierzy.
Dziewczęta dostawały się różnymi sposobami na pierwszą linię. Przebierały się w męskie ciuchy, obcinały włosy, oszukiwały komisje lekarskie. Był ich cały legion: Kazimiera Niklewska, Maria Wołoszynowska, Ludwika Daszkiewicz, Maria Błaszczykówna, Maria Szyszłowska, Maria Dominowa, Alina Pytlowska, Wanda Wisłocka i wiele innych. Niektóre przypłaciły to życiem, jak Maria Błaszczykówna. Służyła jako sanitariuszka i zginęła w listopadzie 1915 roku.
„Dziennik Narodowy” w Piotrkowie z 8 czerwca 1915 donosił: „27 maja przywieziono do jednego z krakowskich szpitali młodziutkiego legionistę, który w bitwie odniósł postrzał w policzek. Okazało się, że owym młodocianym legionistą jest pewna 16-letnia Polka z Tarnopola, seminarzystka, która przez sześć miesięcy walczyła w linii jako prosty szeregowiec pod pseudonimem Władysława Wiśniewskiego. Pierwotnie była ona sanitariuszką przy Legionach w Sławkowie, następnie zgłosiła się do szeregów jako zwyczajny żołnierz. W kompanii nikt nie wiedział, że Władysław Wiśniewski to 16-letnia dziewczyna. Sześciomiesięczne trudy wojenne w okopach strzeleckich, wreszcie rana postrzałowa w policzek wyczerpały i osłabiły zdrowie tej dzielnej dziewczyny. Skromna ta dziewczyna nie chce wyjawić swego nazwiska ani też nie życzy sobie, aby jej odwagę reklamowano”.
Czy takie oto podanie, odnalezione w aktach Naczelnego Komitetu Narodowego, nie oddaje prawdy o galicyjskiej wsi lepiej od opasłych rozpraw?: „Miechocin obok Tarnobrzega, dnia 10 kwietnia 1916 r. Do Wysokiego Departamentu Naczelnego Komitetu Narodowego w Piotrkowie. Ja, podpisana, jestem wiejską dziewczyną 19-letnią, zdrową na ciele i umyśle, zamieszkałą we wsi Miechocin, powiatu tarnobrzeskiego w Galicji, z zapartym oddechem śledzę wszystkie objawy obecnej wojny w przekonaniu, że wojna ta musi przynieść rozstrzygnięcie losu Polski, mojej ojczyzny, którą z całej siły mojej duszy i całym moim jestestwem ukochałam. Los Polski tak mi leży na sercu, że postanowiłam niezachwianie brać żywy udział w tej wojnie i przyczynić się moją nieznaczną osobą do wywalczenia wolności dla mojego narodu. Idąc za przykładem innych rówieśniczek, o których wyczytałam w gazetach, że dały się zaciągnąć do szeregów walecznych Polskich Legionów, proponuję niniejszym, za zezwoleniem moich rodziców, przystąpienie moje do szeregów polskich. Razem z tymi bohaterami chcę walczyć, zwyciężać lub zginąć za wolność ojczyzny. Czuję w sobie silne postanowienie, natchnienie niezwykłe, chęć niezłomną i pożądany hart duszy. Przewiduję wszystkie trudy związane z życiem obozowym, a jednak błagam i upraszam najpokorniej o łaskawe udzielenie mi potrzebnych wskazówek, jak i co mam począć, abym mogła jak najszybciej wstąpić do Legionów. Załączając tu markę pocztową, oczekuję łaskawej odpowiedzi i kreślę się z wyrazami głębokiego szacunku. Zofia Nowak, córka Michała i Marii Nowaków w Miechocinie, powiat Tarnobrzeg”.