Wybierając wodza dla wycofanej z frontu 2. Armii, Joffre podjął nareszcie właściwą decyzję. Pétain należał bowiem do nielicznych oficerów, którzy po studiach nad wojną rosyjsko-japońską stracili wiarę w sens wpajanych w szkołach wojennych „ofensyw za wszelką cenę”. Ten skromny oficer (w 1914 r., w wieku 58 lat, był zaledwie pułkownikiem) zrozumiał, że najwolniejsza kula jest szybsza od najszybszej szarży, a ogień zabija. Jego chłopski rozum kazał mu zaś oszczędzać ludzkie życie i liczyć na wsparcie dział. Jak mało który wódz wiedział też, że moralne i fizyczne siły źle zaopatrzonego i nieluzowanego żołnierza mają swoje granice. Wszystko to przyniosło Pétainowi powodzenie w latach 1914 – 1915 i spóźnione awanse, a przede wszystkim zaufanie i przywiązanie podwładnych. Wieść o jego przyjeździe do Verdun wojsko przyjęło z ulgą i radością.

Z początku zagrypiony Pétain dowodził z łóżka. Pierwsze decyzje dotyczyły dozbrojenia fortów, których wartość doceniał, oraz budowy mostów na Mozie, tak aby rzeka nie stała się przeszkodą dla wojsk francuskich. Następne rozporządzenia regulowały utrzymanie i wykorzystanie 56-kilometrowej drogi łączącej Verdun z Bar-le-Duc. Została ona szczęśliwym trafem poszerzona do 7 m już w roku 1915, ale po deszczu zamieniała się w bajoro. Utwardzenie szlaku stanie się kwestią strategiczną, tak jak i sama droga zwana Świętą (la Voie Sacrée). Podczas 11-miesięcznej bitwy wysypano na ową francuską nitkę życia ponad milion ton kamieni. Dzięki temu 3400 ciężarówek toczyło się ruchem wahadłowym i w stałym rytmie (obowiązywał zakaz wyprzedzania i zatrzymywania), przewożąc co tydzień 90 tys. ludzi oraz 50 tys. ton sprzętu i zaopatrzenia.

Trzecim ważnym posunięciem było odebranie korpusom pozostałych im ciężkich dział, zgrupowanie ich i oddanie do dyspozycji dowódcy. Ta rezerwa pozwoliła Petainowi koncentrować ogień w wybranych punktach i (wreszcie!) wspierać piechotę, która zapomniała o własnej artylerii. Pétain docenił również znaczenie lewego brzegu Mozy, który zaczął umacniać i z którego nękał ogniem dział pozycje niemieckie. Zorganizował rozpoznanie lotnicze, które – mimo wszelkich kłopotów – pozwalało oszczędniej gospodarować siłami.

Armia pod Verdun podzielona została na cztery zasadnicze ugrupowania: VII Korpus gen. Bazelaire’a trzymał lewy brzeg Mozy, od rzeki do Avocourt; I Korpus gen. Guillamata bronił prawego brzegu po fort Douaumont; XX Korpus gen. Balfouriera trzymał pozycje od Douamont po Eix, a II Korpus gen. Duchesne’a odpowiadał za prawą flankę – od Eix po okolice Saint-Mihiel.

Nowemu wodzowi sprzyjało owo napoleońskie szczęście. Pod koniec lutego przyszło ocieplenie i Niemcom coraz trudniej było przedzierać się przez ocean błota, a zwłaszcza podciągać artylerię. Obawiając się alianckiej ofensywy, Falkenhayn nie posyłał w bój nowych sił. Tymczasem 4 marca Niemcy zajęli po walkach wioskę Douaumont. Pośród tłumu jeńców wpadł im w ręce ranny, wysoki kapitan 33. Pułku Piechoty, którego towarzysze broni uznali za poległego. Nazywał się Charles de Gaulle.