Oto rozpoczął się bój dwóch bandziorów, jakich nie nosiła dotąd święta ziemia, i dwóch obłędnych systemów politycznych dokonujących niespotykanych wcześniej zbrodni. Tylko tak się złożyło, że chcąc nie chcąc ten drugi – walcząc o istnienie – stał się sojusznikiem demokratycznego Zachodu.

Nadal natomiast mało kto wie, jak wielką daninę krwi złożyli wtedy Polacy. Oto Sowieci, zanim uciekli przed Niemcami, planowo i z potwornym bestialstwem mordowali wtedy więźniów politycznych, wśród których najwięcej było właśnie naszych rodaków. Kogo nie zastrzelili, nie rozerwali granatami, nie zamurowali żywcem – pędzili na Wschód w marszach śmierci, głodząc, bijąc, zabijając. Nawet w obliczu klęski nie zapomnieli zatłuc „wroga klasowego".  Prawdziwie po bolszewicku.

Po tygodniu ofensywy do Lwowa wkraczają Niemcy i rychło zabierają się za kwiat inteligencji polskiej – profesorów wyższych uczelni, którym udało się przetrwać sowiecki terror. Po aresztowaniu, krótkim przesłuchaniu i selekcji kilkudziesięciu z nich zostaje rozstrzelanych na rozkaz gestapo, przy pomocy – niestety! – nacjonalistów ukraińskich.

Zagładę elit polskich obaj okupanci prowadzili od września 1939 roku. Konsekwentnie, podobnymi metodami i we współdziałaniu niszczyli naszą inteligencję, duchowieństwo, funkcjonariuszy państwowych, oficerów WP. Wysyłano ich do hitlerowskich lagrów w tym samym czasie, gdy Sowieci wypełniali nimi łagry. W Palmirach strzelano w tym czasie, co i w Katyniu. A kiedy obaj bandyci zwarli się w śmiertelnym boju, bynajmniej nie zaniechali dzieła niszczenia polskości. Prowadzić je będą podczas całej wojny, a Sowieci – którzy stali się prawdziwym zwycięzcą – jeszcze długie lata po jej zakończeniu.

Dziś piszemy o tym, co Polakom na Kresach przyniósł 22 czerwca 1941 roku.