Zanim jesienią do kin trafi „Miasto 44" Jana Komasy (kosztująca 20 mln zł superprodukcja o powstaniu), widzowie będą mogli obejrzeć inny film tego reżysera. „Powstanie Warszawskie" to fabuła zmontowana z powstańczych kronik. Będzie to jedyny film, który będzie można zobaczyć przy okazji 70. rocznicy wybuchu powstania.
– Chcieliśmy stworzyć złudzenie obcowania z rzeczywistością – mówi „Rz" Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, które wraz z Polskim Instytutem Sztuki Filmowej sfinansowało pierwszy tego typu film w historii światowej kinematografii. Z ponad sześciu godzin zachowanych materiałów Biura Informacji i Propagandy Zarządu Głównego Armii Krajowej złożono 76-minutową fabułę, określaną jako pierwszy w historii dramat non-fiction.
– Najdłuższe ujęcia miały po pięć sekund. Obok części technicznej istotne było fabularne uzasadnienie pokazania tych kronik – wskazuje Ołdakowski.
Skromny budżet
W filmie nie ma dokręconych scen. Są tylko prawdziwe ujęcia, oczyszczone, zremasterowane, udźwiękowione. Dopisano do nich dialogi. Głosów bohaterom użyczyli aktorzy: Maciej Nawrocki, Michał Żurawski oraz Antoni Królikowski.
Trud docenia prof. Witold Kieżun, który znalazł się na jednym z ujęć wykorzystanych w filmie. – Z tego, co wiem, taśmy były skonfiskowane, a potem pocięte przez komunistyczną bezpiekę. Z punktu widzenia technicznego to majstersztyk – ocenia w rozmowie z „Rz".