Projekt związany ze starożytnym traktem handlowym zakłada budowę polskiej marki, pokazanie Polski jako przyjaznego kraju, który ma wielkie ambicje i ogromne możliwości. Przedsięwzięcie objęte jest patronatem medialnym „Rzeczpospolitej”.
Nie mogło być inaczej. Legendarny Jedwabny Szlak zawsze kusił mnie swoją tajemniczością, pobudzając wyobraźnię karawanami wielbłądów, nieznanymi krainami czy romantyczno-awanturniczymi obrazami. Jak się okaże, imaginacja rozwinięta podczas lektury podróżniczej nie pozwoliła o sobie zapomnieć.
Starożytny szlak handlowy ze swoją rozległą siecią komunikacyjną już od III w. p.n.e. przyciągał kupców, którzy przez pół świata transportowali w karawanach w obu kierunkach egzotyczne dobra pachnące dalekimi krajami. Przyprawy, porcelanę, len czy bursztyn, kosztowności, papier oraz oczywiście luksusowy jedwab. Uciążliwy, połączony z wieloma perypetiami przejazd z Chin do Cesarstwa Rzymskiego należał do skrajnie niebezpiecznych. Głównie ze względu na napaści koczowników, konflikty zbrojne czy bandy rabusiów grasujących na ogromnych połaciach mało znanych krain, w górach, na pustyniach i bezkresnych stepach. Dawały się też we znaki zmagania z lokalnymi biurokracjami, z podatkami celnymi, opłatami za gwarancję bezpieczeństwa czy ze zdobyciem niezbędnych dokumentów podróży.
Pokonanie całej trasy zajmowało kilka ładnych lat, ale z pewnością było wysoce opłacalne. Rzadko jednak kupcy wędrowali od początku do końca. Zwykle towary przekazywano niczym pałeczkę sztafetową następnym gildiom kupieckim. W efekcie Europejczycy, którzy zachwycali się jedwabiem, przez wiele wieków nie mieli nawet bezpośredniego kontaktu z Chińczykami. W głównych miastach na wielkich bazarach funkcjonowały składy materiałów, banki, biura tłumaczy, kantory walutowe czy pobierające opłaty podatkowe „urzędy skarbowe”. Można było wymienić tam juczne zwierzęta i przewodników, weterynarzy czy członków ochrony. Około 100 r. p.n.e. Pliniusz pisał, że z Państwa Środka, które było zauroczone zachodnim światem, gdzie leżał bajeczny Daqin, czyli Rzym, wyruszało kilkanaście karawan rocznie, składających się głównie z niezawodnych wielbłądów, ale też osłów i mułów, a nałożone na handel podatki stanowiły 30 proc. dochodu dynastii Han.
Wraz z niespożytymi handlarzami wędrowały na Zachód i Wschód idee i innowacje technologiczne. Łączyły się cywilizacje, przyczyniając się do rozprzestrzeniania się kultur, wierzeń, migracji ludności, krzyżowania ras. Duża skala działalności handlowej związanej ze szlakiem kreowała i wspierała rozwój dobrobytu w wielu miastach. Wzajemne oddziaływanie na siebie odległych o tysiące kilometrów społeczeństw kreowało słupy milowe w procesie ówczesnej globalizacji. Trzeba wiedzieć, że przez te regiony wojażowali nie tylko kupcy, ale i pielgrzymi, gońcy, imperialni urzędnicy, zwykli awanturnicy czy też wysłannicy papiescy. Właśnie z taką misją do wielkiego chana w Mongolii udał się w XIII w. wrocławski franciszkanin Benedykt Polak, którego śladami podążałem niegdyś, pisząc o nim książkę.