Święty krzyż vs. żelazny krzyż

Katoliccy biskupi w Niemczech nie wsparli Hitlera w przejęciu władzy. Ulegli mu, kiedy szykując się do rządów dyktatorskich, ponad ich głowami ubił konkordatowy interes z Watykanem – na czym niemiecki Kościół katolicki wyszedł jak Zabłocki na mydle.

Publikacja: 18.01.2024 21:00

Podpisanie konkordatu pomiędzy Watykanem a III Rzeszą, 20 lipca 1933 r. Siedzą od lewej: prałat Ludw

Podpisanie konkordatu pomiędzy Watykanem a III Rzeszą, 20 lipca 1933 r. Siedzą od lewej: prałat Ludwig Kaas (polityk katolickiej partii Centrum), wicekanclerz III Rzeszy Franz von Papen, kardynał sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej Eugenio Pacelli (papież Pius XII w latach 1939–1958), szef departamentu Rudolf Buttmann (niemiecki charge d’affaires w Watykanie), Eugen Klee (radca ambasady)

Foto: ullstein bild/BE&W

Kościół katolicki w Niemczech dobrze rozpoznał politycznego gangstera. I argusowymi oczami przypatrywał się rosnącym w siłę pod koniec lat 20. XX w. nazistom z hitlerowskiej partii NSDAP. Kiedy Hitler nie sięgnął po władzę na drodze puczu (1923 r.) i poszedł po nią w wyborach, zwiększając swój sukces przy urnie z rachitycznych 2,6 proc. w 1928 r. do 18,3 proc. w roku 1930, a liczbę mandatów z 12 na 107, biskupom zapaliło się czerwone światełko. Tym bardziej że stosunek Hitlera do religii jawił się im od początku jako „ubogi w treści”. Oficjalnie lider populistycznej NSDAP nigdy nie wystąpił z Kościoła katolickiego. I do 1933 r. płacił kościelny podatek. Dopiero kiedy w 1934 r. już jako kanclerz przejął urząd głowy państwa, zapowiedział, że zaprzestaje płacenia podatków na państwo i Kościół. A urząd finansowy w Monachium skreślił go z listy płatników.

Kościół katolicki w niemieckim międzywojniu

Biskupi określali nazistowskie poglądy dotyczące Kościoła, szkoły, religii i rasy jako „wypaczone i fałszywe”, co skłoniło nawet Episkopat do wydania katolikom zakazu wstępowania w szeregi hitlerowskiej partii. W istocie bardzo pragmatycznemu w tym czasie Hitlerowi solą w oku jawiło się upolitycznienie Kościoła. Jego najbardziej polityczne ramię, katolicka partia Centrum, w optyce Hitlera za nic miała narodowe dobro, czyli zerwanie z upokarzającym dyktatem z Wersalu, który Niemcy okroił terytorialnie, pozbawił wielkiej armii i obdarł z marzeń o wielkim państwie w sercu Europy (traktat wersalski, 28 czerwca 1919 r.). Najtrafniej stosunek Kościoła do NSDAP spointował katolicki publicysta Walter Dirks (1901–1991): „Katolicyzm z otwartą przyłbicą toczy wojnę obronną przeciwko narodowemu socjalizmowi”. Owszem, istniała katolicka mniejszość kibicująca Hitlerowi. Wśród niej prym wiódł benedyktyński opat Alban Schachleiter (1861–1937), który kierując się taktycznymi względami, wspierał narodowych socjalistów w ich walce z religią protestancką.

Czytaj więcej

Sponsorzy diabła

Biskupi stali na czele instytucjonalnego Kościoła katolickiego, przewodząc 23 mln katolików (jedna trzecia mieszkańców Niemiec). Ale w różnej od Episkopatu zależności operowała wręcz armia organizacji świetnie zorganizowanego laikatu, od katolickiej partii Centrum, przez religijne stowarzyszenia branżowe i związki zawodowe, po katolickie przybudówki młodzieżowe, harcerskie i sportowe oraz wydawnictwa i prasę. Tylko pod tą ostatnią flagą ukazywało się 400 tytułów gazet, tygodników i magazynów. W partii Centrum angażowali się upolitycznieni prałaci. Najbardziej monsignore Ludwig Kaas (1881–1952), rzadziej obecny przed ołtarzem niż w ławach poselskich Reichstagu. W 1928 r. Kaas został nawet szefem partii. Silne więzy przyjaźni łączyły go z nuncjuszem papieskim w Berlinie, arcybiskupem Eugenio Pacellim (1876–1958; w latach 1939–1958 papież Pius XII). Ten watykański dyplomata o wyniosłym obliczu faraona reprezentował dumę Kościoła katolickiego, przemierzając Berlin i jego dyplomatyczne salony w długim na dwa metry purpurowym płaszczu z jedwabiu. Nic dziwnego, że nuncjusz o niczym innym nie marzył, jak tylko o tym, żeby w Republice Weimarskiej – nie dość, że rachitycznym, to jeszcze demokratycznym wcieleniu Niemiec po ich klęsce w I wojnie światowej – prawa Kościoła katolickiego przypieczętować konkordatem. Ale kolejne gabinety weimarskie, z zapiekle kłócącymi się koalicjantami, w tym socjaldemokratami, wcześniej seryjnie upadały, zanim ktokolwiek zgodził się na konkordat.

Pacellemu wymarzony konkordat nad Renem mogła arytmetycznie zagwarantować większościowa koalicja nazistów z NSDAP i katolików z Centrum. Okazja do tego nadarzyła się, gdy Republika Weimarska, bezradna wobec pięciomilionowego bezrobocia w kraju wywołanego wielkim kryzysem 1929 r., ratowała się podwójnymi wyborami w 1932 r. Zwycięsko z nich wyszli narodowi socjaliści Hitlera. Niemiecki Episkopat nawoływał wprawdzie, i to wbrew oczekiwaniom Watykanu, do potępienia narodowego socjalizmu. Ale wierchuszka katolickiej partii Centrum, na czele z Kaasem – którą z oddali wspierał wiedziony nadzieją na konkordat Pacelli (w międzyczasie awansowany z nuncjusza w Berlinie na pierwszą po papieżu osobę: kardynała sekretarza stanu kierującego agendą zagraniczną Stolicy Apostolskiej) – liczyła na koalicję z nazistami. Cel koalicji: przetrzebienie skóry rosnącym w siłę niemieckim komunistom. Dwukrotne wybory w 1932 r., w czerwcu i listopadzie, odbywały się bowiem w cieniu sukcesów komunistów w Hiszpanii i Meksyku – zatrważających zarówno z punktu widzenia nazistów, jak i katolików z partii Centrum.

Droga do konkordatu i jego konsekwencje

Aby doszło do zawarcia konkordatu z Watykanem, musiały zaistnieć jednak dwa warunki. Po pierwsze, niemiecki Episkopat, podległy rzymskiej centrali, musiał odwołać swoje zastrzeżenia wobec Hitlera. Po drugie zaś Hitler – jako nowy kanclerz koalicyjnego rządu – najlepiej gdyby przeobraził się w dyktatora. Konkretnie na drodze uzyskania od parlamentu specjalnych uprawnień. W tym przedsięwzięciu wsparł go Pacelli. W zamian za obietnicę konkordatu watykański sekretarz stanu złamał kark najpierw niemieckim biskupom. A w drugim rzucie założył knebel na usta partii Centrum, ostatniej opozycyjnej sile wobec NSDAP. Centrum pokornie zagłosowała w marcu 1933 r. w Reichstagu za nadaniem kanclerzowi specjalnych uprawnień pozwalających mu tworzyć prawo i zawierać umowy międzynarodowe bez zgody parlamentu (Ermächtigungsgesetz). Otworzyło to Hitlerowi upragnioną drogę do dyktatury.

Pius XI (właśc. Ambrogio Damiano Achille Ratti, 1857–1939), papież w latach 1922–1939

Pius XI (właśc. Ambrogio Damiano Achille Ratti, 1857–1939), papież w latach 1922–1939

Politisch Wissenschaftlicher Verlag Berlin

Dwa lata później prałat Kaas bez ogródek wyznał, że zaszło junctim między zgodą na Ermächtigungsgesetz a zawarciem późniejszego konkordatu. Pacelli, jak każdy natchniony prorok, wypełniony misyjnym przekonaniem, że przyszło mu przekuwać w czyn bezpośrednio wolę Boga, poczuł jeszcze większy wiatr w żaglach, gdy nieco wcześniej, w 1929 r., konkordat zawarł z włoskim dyktatorem – Benito Mussolinim.

Jaką cenę zapłacił niemiecki Kościół katolicki za konkordat i nabranie wody w usta, o tym biskupi przekonali się dość szybko. Choć o wiarygodności Hitlera mogli się przekonać, zanim wysechł atrament na konkordacie. Nim go bowiem zawarto, Hitler wszczął polowania na Żydów w Niemczech. Prowadzone w tajemnicy, także przed niemieckimi biskupami, rokowania nad konkordatem – Watykan w negocjacjach reprezentował sam Pacelli, ze strony niemieckiej Kaas i wicekanclerz z partii Centrum Franz von Papen (1879–1969) – przyniosły finalnie wycofanie się politycznego katolicyzmu w Niemczech do zakrystii. W zamian Kościół nad Renem otrzymywał liczne przywileje w posłudze duszpasterskiej, w tym najcenniejszy dla Pacellego szeroki wachlarz uprawnień w zakresie edukacji katolickiej, m.in. utworzenie szkół wyznaniowych. Jak bardzo zdobycze konkordatu miały okazać się nietrwałe, a Hitler niewiarygodnym partnerem, zasygnalizowały wydarzenia, do których doszło trzy miesiące po rozpoczęciu negocjacji.

Zlot młodych katolików w Monachium spod znaku Kolpingverein zakończył się brutalnymi i zorganizowanymi atakami bojówek hitlerowskich SA na maszerujących ulicami młodych katolików w pomarańczowych koszulach. W odpowiedzi biskupi, zgodnie z życzeniem nazistów, pospiesznie schowali głowy w piasek. Monachijski kardynał Michael von Faulhaber (1869–1952) wydał zakaz publicznych marszów młodych katolików, a duchownym zabronił wygłaszania z ambon sążnistych protestów. Episkopat skapitulował, nim policyjne państwo Hitlera okrzepło w siłę. 23-milionowy silny i dobrze zorganizowany Kościół katolicki w Niemczech potulnie abdykował.

Czytaj więcej

Cud domu brandenburskiego

Prześladowania katolików i rozwiązanie partii Centrum

Hitler zdyskontował dla siebie tę pasywność, by dzięki temu katolicką tożsamość i polityczną sprawność niemieckiego Kościoła sparaliżować do końca. Liczni posłowie partii Centrum padli ofiarą ataków terrorystycznych. Niektórych aresztowano, innych wysłano do obozów koncentracyjnych, podobnie jak nieco później rzeszę katolickich księży. Posady potracili katoliccy urzędnicy wysokiego szczebla. Jednym z nich był koloński nadburmistrz Konrad Adenauer (1876–1967; w latach 1949–1963 kanclerz Niemiec). Partia Centrum, zgodnie z życzeniem kardynała Pacellego i Hitlera, uległa samorozwiązaniu.

Przypisywanie jednostce większej odpowiedzialności za bieg historii jest z reguły pokrętną drogą na skróty. Jednak w tym przypadku monsignore Ludwig Kaas, który resztę życia miał spędzić w Watykanie, brzemieniem klęski niemieckiego katolicyzmu i jego kapitulacją przed Hitlerem obarczył w istocie siebie. Jeszcze większy ciężar winy spoczywa na barkach mentora Kaasa, czyli kardynała Pacellego. Jego niechęć do katolickich partii nie do końca kontrolowanych przez Watykan oraz niepohamowane parcie na konkordat przyniosły to, co przynieść musiały: nagminne łamanie zawartego ostatecznie konkordatu, prześladowania katolików w Niemczech, ataki na katolicką prasę, drukarnie i organizacje młodzieżowe przez gangsterski reżim Hitlera.

Kardynał Michael von Faulhaber (1869–1952) – niemiecki duchowny katolicki, arcybiskup Monachium i Fr

Kardynał Michael von Faulhaber (1869–1952) – niemiecki duchowny katolicki, arcybiskup Monachium i Fryzyngi

Wilhelm Knarr

Zakrawa na ciężką ironię fakt, że Pius XI (1857–1939; papież w latach 1922–1939) rzeczony konkordat ratyfikował w Rzymie zaraz po tym, gdy 30 czerwca 1934 r. Hitler zorganizował Noc Długich Noży, czyli krwawą czystkę, jaką przeprowadził wśród dotychczasowych sojuszników, z którymi już mu nie było po drodze. Wśród zamordowanych znaleźli się też katoliccy przeciwnicy rodzącego się gangsterskiego reżimu, w tym prawa ręka byłego wicekanclerza von Papena Edgar Julius Jung (1894–1934). Totalitarna dyktatura, byle tylko osiągnąć swoje cele, nie cofnęła się przed utopieniem rodaków we krwi. A wówczas ani papież, ani Pacelli, ani też niemiecki Episkopat nie zdobyli się na jakikolwiek protest. Encyklika papieża Piusa XI z marca 1937 r. – zatytułowana „Z palącą troską” i napisana w języku niemieckim, nie zaś łacińskim, co było absolutnym ewenementem – brała w obronę tylko Kościół katolicki w Niemczech, ale już nie prześladowanych Żydów.

Zanim „tysiącletnia III Rzesza” rozsypała się jak domek z kart, a Hitler w kwietniu 1945 r. odebrał sobie życie w berlińskim bunkrze, Kościół w Niemczech krwawił, a niepokorni wobec reżimu katolicy tracili życie. Przez te lata Kościół niemiecki oscylował między uległością a miękkim protestem. Wyraziciel tego ostatniego, przewodniczący Episkopatu, wrocławski kardynał Adolf Bertram (1859–1945), w chwili dojścia Hitlera do władzy (1933 r.), z 74 latami na karku, wyspecjalizował się w notach protestacyjnych, które z dala od światła jupiterów miały za kulisami wpłynąć na reżim. Tylko że nie wpłynęły. Nieco inną linię preferował młodszy od Bertrama o ponad 20 lat biskup Berlina Konrad Graf von Preysing (1880–1950). Wotował za publicznym protestem Episkopatu przeciwko łamaniu praw człowieka przez nazistowski reżim. Między tym dwoma hierarchami rozgorzała tak silna kontrowersja, że groziła polaryzacją całego Episkopatu. Z kolei stojący na czele największej niemieckiej diecezji koloński kardynał Karl Joseph Schulte (1871–1941) wytrwale aż do śmierci ćwiczył się w cnocie politycznej powściągliwości. Najodważniej przeciwko nazistowskim praktykom eutanazji protestował berliński proboszcz Bernard Lichtenberg (1875–1943).

Czytaj więcej

Gry z diabłem

Natomiast Watykan trafił na celownik Hitlera. Jeśli Pacelli, w 1939 r. wybrany na papieża z imieniem Piusa XII, rościł sobie pretensje do przejęcia w swoje ręce światowego arbitrażu, żeby zakończyć rozpętaną przez Hitlera II wojnę światową, to w głowie dyktatora w Berlinie kłębił się szaleńczy plan uprowadzenia Piusa XII z Watykanu i uwięzienia go w Liechtensteinie.

O ile więc niemiecki Kościół katolicki nie wsparł Hitlera w demokratycznym przejęciu przez niego władzy w 1933 r., o tyle taki scenariusz wspierał Watykan, a forsując zawarcie konkordatu, znacznie ułatwił Hitlerowi przeobrażenie się z kanclerza III Rzeszy w bandyckiego dyktatora.

Kościół katolicki w Niemczech dobrze rozpoznał politycznego gangstera. I argusowymi oczami przypatrywał się rosnącym w siłę pod koniec lat 20. XX w. nazistom z hitlerowskiej partii NSDAP. Kiedy Hitler nie sięgnął po władzę na drodze puczu (1923 r.) i poszedł po nią w wyborach, zwiększając swój sukces przy urnie z rachitycznych 2,6 proc. w 1928 r. do 18,3 proc. w roku 1930, a liczbę mandatów z 12 na 107, biskupom zapaliło się czerwone światełko. Tym bardziej że stosunek Hitlera do religii jawił się im od początku jako „ubogi w treści”. Oficjalnie lider populistycznej NSDAP nigdy nie wystąpił z Kościoła katolickiego. I do 1933 r. płacił kościelny podatek. Dopiero kiedy w 1934 r. już jako kanclerz przejął urząd głowy państwa, zapowiedział, że zaprzestaje płacenia podatków na państwo i Kościół. A urząd finansowy w Monachium skreślił go z listy płatników.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Przemyt i handel, czyli jak Polacy radzili sobie z niedoborami w PRL