Łukasz Warzecha: Kto nie z nami, ten z Putinem? Radosław Sikorski sięga po populizm i demagogię

Exposé ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, okraszone pozornymi wezwaniami do współpracy, było jedną wielką manipulacją, której celem było pokazanie, że poza jedynie słusznym kursem Unii Europejskiej nie istnieje żaden inny – chyba że dyktowany z Kremla przez Władimira Putina.

Publikacja: 08.05.2024 18:37

Radosław Sikorski

Radosław Sikorski

Foto: PAP/Piotr Nowak

Bywają exposé ministrów spraw zagranicznych całkowicie bezosobowe. A bywają takie, na których osoba wygłaszającego wywiera niezaprzeczalne piętno. Dobre lub złe. Kwietniowe wystąpienie Radosława Sikorskiego było z pewnością jego autorskim exposé, tym ważniejszym, że sygnalizującym kierunek polityki zagranicznej obecnego rządu, i to w czasie dla świata wyjątkowym. Pokazywało również stosunek do oponentów. Nie chodzi jedynie o PiS, a może nawet nie przede wszystkim o największą partię opozycyjną, ale po prostu o tych, którzy mają problem z opisanym przez szefa MSZ kierunkiem, szczególnie w kwestii Unii Europejskiej.  

Exposé Radosława Sikorskiego: momentami demagogiczne, momentami trzeźwe i rozsądne

Było to przede wszystkim wystąpienie nie dyplomaty, lecz polityka, momentami agresywnego wobec opozycji. Cała pierwsza część exposé została poświęcona wytykaniu błędów poprzedników w tonie momentami zwyczajnie demagogicznym. Nawet jeśli częściowo można by się z ministrem Radosławem Sikorskim w ocenach zgodzić, to było to zachowanie nieprofesjonalne, a nawet dla państwa szkodliwe. Takie ustawienie wątków pokazuje bowiem – nie tylko obserwatorom krajowym, ale także zagranicznym – że nasza polityka zagraniczna jest funkcją wewnętrznych sporów, a więc można na nią oddziaływać poprzez wpływanie na nasze domowe kłótnie. To oczywiście dotyczy obu stron tego sporu, ale to jednak Radosław Sikorski jest obecnie sternikiem tejże polityki. W tym kontekście groteskowo brzmiało wezwanie, abyśmy nie pozwolili rozgrywać się Kremlowi.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Wielka polityka zagraniczna, krajowi zdrajcy i złodzieje. Po exposé Radosława Sikorskiego

Było kilka stwierdzeń trzeźwych i rozsądnych, jak choćby podkreślenie, że wobec sporu amerykańsko-chińskiego Polska nie chce być stawiana przed wyborem pomiędzy gwarantem swojego bezpieczeństwa a ważnym partnerem handlowym. Podobnie rozsądna była zapowiedź kontynuacji współpracy w ramach Grupy Wyszehradzkiej „wyłącznie w tych obszarach, w których interesy państw członkowskich pozostają zbieżne”. W V4 są Węgry i Słowacja, czyli kraje, z którymi obecny rząd fundamentalnie nie zgadza się w kwestii polityki wobec Rosji i Ukrainy – dobrze jednak, że nie oznacza to „godnościowego” zrywania współpracy w każdej sprawie.

Radosław Sikorski powinien Jarosława i Lecha Kaczyńskich chwalić, a nie ganić

Najważniejszym jednak wątkiem wystąpienia był stosunek obecnej władzy do Unii Europejskiej na tle stosunku władzy poprzedniej. Ten kontrast jest w znacznej mierze sztucznym tworem retorycznym – co do czynów bowiem, działania premiera Mateusza Morawieckiego nie różniły się szczególnie od linii euroentuzjastów.

Podkreślanie, że rozwiązania z Nicei były dla Polski korzystniejsze, a zarazem sygnalizowanie, że obecnie Polska gotowa jest rozważyć nawet rezygnację z weta w kluczowych dla suwerenności sprawach w związku z planowanym poszerzeniem UE, jest rozdwojeniem jaźni

W tej dziedzinie Radosław Sikorski, sam zarzucający przeciwnikom populizm, sięgnął po niego bardzo ochoczo. Chcąc uderzyć w PiS, popadł w sprzeczność. Dwukrotnie wspominał fakt, że Polska zrezygnowała z korzystnych dla siebie postanowień traktatu nicejskiego za sprawą decyzji Jarosława i Lecha Kaczyńskich, godząc się na traktat lizboński. To celny zarzut – i faktycznie był to fundamentalny błąd obu polityków, który ma dzisiaj dla nas fatalne skutki. Problem w tym, że Radosław Sikorski, postulujący powrót do głównego unijnego nurtu i postawę wobec niego całkowicie niekonfrontacyjną, powinien za to raczej braci Kaczyńskich chwalić, a nie ganić. Podkreślanie, że rozwiązania z Nicei były dla Polski korzystniejsze, a zarazem sygnalizowanie, że obecnie Polska gotowa jest rozważyć nawet rezygnację z weta w kluczowych dla suwerenności sprawach w związku z planowanym poszerzeniem UE, jest rozdwojeniem jaźni.

Dlaczego rośnie sceptycyzm wobec dotychczasowego kursu Unii Europejskiej

Niepokojące jest to, w jaki sposób Radosław Sikorski widzi nasz kurs w Unii i ewentualny opór przeciwko niemu. Zanim się temu przyjrzymy, konieczne jest ramowe choćby przypomnienie kontekstu. Exposé zostało wygłoszone niespełna półtora miesiąca przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, w momencie, gdy w Polsce kolejne sondaże pokazują wzrost sceptycyzmu wobec dotychczasowego kursu Unii Europejskiej i naszego członkostwa we Wspólnocie. Ten sceptycyzm jest powiązany z kilkoma zagadnieniami, które mają ogromne znaczenie dla naszej przyszłości na bardzo przyziemnym poziomie: stanu naszych kont czy naszego codziennego bezpieczeństwa na ulicy. To przede wszystkim forsowanie per fas et nefas radykalnych postanowień Zielonego Ładu. Ważni urzędnicy unijni obecnej ekipy Komisji Europejskiej podkreślają – również podczas nieoficjalnych spotkań – że nie ma mowy o żadnym odwrocie w tej dziedzinie, najwyżej możliwe są drobne korekty.

Czytaj więcej

Radosław Sikorski: Wybory w USA? Nie stawiamy wszystkich żetonów na jedno pole

To także kwestia walki z nielegalną imigracją. Wśród zagadnień nieco bardziej oddalonych od codziennego życia, ale przecież również się na nie przekładających, jest sam model funkcjonowania UE, czyli zachowanie możliwości sprzeciwu wobec skrajnie dla nas niekorzystnych projektów. Wszystko to na tle nieuchronnego przejścia z kategorii beneficjentów do kategorii płatników netto już w najbliższej perspektywie budżetowej, narastającego sprzeciwu wobec udzielania Ukrainie nieograniczonego wsparcia oraz – to już w skali całej UE – wzrostu notowań partii suwerennościowych.

Wizja Unii Radosława Sikorskiego: Kto nie z nami, ten z Putinem

Radosław Sikorski kilkakrotnie wskazywał, że każda siła polityczna ma prawo do własnej polityki zagranicznej i że nie powinno za tym iść oskarżenie o zdradę. Na początku rutynowo wspominał o współpracy z opozycją, zaraz jednak mogliśmy się dowiedzieć, że – mówiąc w uproszczeniu, taki jednak był sens licznych passusów wystąpienia – kto nie zgadza się z kursem obecnej władzy, ten właściwie paktuje z Putinem.

Argument ad Putinum, którym chętnie posługuje się także druga strona, jest nie tylko prostacki i głupi, ale też niszczący naszą debatę publiczną, bo obie strony sporu ścigają się na populistycznie pojmowaną antyrosyjskość, zamiast na chłodno rozważać, co jest dla państwa korzystne, a co nie.

Oto kilka znamiennych fragmentów z exposé Radosława Sikorskiego:

  • „Sojusz ideologiczny [Zjednoczonej Prawicy] z proputinowskimi populistami”.
  • „[Mateusz Morawiecki] jest w drodze do Budapesztu na kolejny sabat proputinowskich nacjonalistów”.
  • „Podczas naszej prezydencji chcemy również pokazać nierozerwalny związek projektu europejskiego z fundamentalnymi wartościami jak demokracja i rządy prawa. Polska wnosi unikalne doświadczenie – zwycięstwo nad populizmem i pokusami nieliberalnej demokracji”.

Zwłaszcza ten ostatni fragment zasługuje na uwagę. To jedno z tych miejsc w wystąpieniu Radosława Sikorskiego, gdzie próbował on zbudować fałszywe połączenie między jego zdaniem jedynie słuszną wizją UE a należytym stanem państwa i demokracji. To, rzecz jasna, całkowicie fałszywy argument. Nie istnieje żaden związek między tym, czy państwo zachowuje praworządność, a tym, czy UE, której jest członkiem, działa na zasadzie skrajnie zintegrowanego tworu, czy też – mówiąc umownie – Europy ojczyzn.

Drogi do Unii Polski i Ukrainy – sytuacje kompletnie nieporównywalne

Radosław Sikorski w swoim exposé zadbał o odpowiednio lekceważące potraktowanie wszystkich najważniejszych zastrzeżeń wobec obecnego kierunku UE. O kosztach związanych z Zielonym Ładem w ogóle nie wspomniał. Obawy związane z kosztem członkostwa po przejściu do kategorii płatnika netto skwitował ograną kliszą, że są inne korzyści, takie jak swoboda podróżowania (przypominam, że strefa Schengen jest niezależna od członkostwa w UE i należą do niej także niebędące w Unii Szwajcaria oraz Norwegia).

Komentatorom umknął fragment, w którym minister zapowiedział, że Polska poprze przyznanie UE miejsca stałego w Radzie Bezpieczeństwa. Ten pozornie niewinny ustęp ma ogromne znaczenie

Bardzo poważne zastrzeżenia co do ideologicznego kursu UE zbył, mówiąc: „Normy społeczne i kulturowe zmieniają się (…) niekiedy bardzo szybko, a spory o to, co moralnie dopuszczalne, bywają intensywne”. A zatem kto uważa, że pod względem imponderabiliów UE jako całość osuwa się a kierunku antywartości, ten „sojusznik Kremla”. O zastrzeżeniach wobec wejścia Ukrainy do UE powiedział: „Pamiętamy jednak, że w 2004 r. podobne obawy wzbudzała decyzja o przyjęciu Polski” – podczas gdy są to sytuacje kompletnie nieporównywalne. Inne są warunki geopolityczne, inne ekonomiczne czy demograficzne.

Radosław Sikorski powtarza narrację Olafa Scholza

Jednocześnie minister Sikorski – co szczególnie niepokojące – powtórzył narrację kanclerza Olafa Scholza o tym, że poszerzenie UE, w tym zwłaszcza o Ukrainę, będzie wymagało odejścia od weta we wszystkich dziedzinach, i stwierdził, że jest to dla obecnego rządu sprawa otwarta. Przy czym przystąpienie Ukrainy do Unii uznał jednoznacznie za korzystne dla Polski, podczas gdy taka ocena jest, mówiąc najłagodniej, mocno dyskusyjna.

Czytaj więcej

Paweł Łepkowski: Radosław Sikorski przeszedł niesamowitą metamorfozę. Dziś można go porównywać do Churchilla

Komentatorom umknął fragment, w którym minister zapowiedział, że Polska poprze przyznanie UE miejsca stałego w Radzie Bezpieczeństwa. Ten pozornie niewinny ustęp ma ogromne znaczenie, bo takie podejście sygnalizuje, że obecna władza jest skłonna traktować UE jako organizm, który ma w skali globalnej jeden wspólny interes – co jest oczywistą nieprawdą.

Exposé ministra Sikorskiego, okraszone pozornymi wezwaniami do współpracy, było jedną wielką manipulacją, której celem było pokazanie, że poza jedynie słusznym kursem nie istnieje żaden inny – chyba że dyktowany z Kremla. Bardzo to intelektualnie wulgarne.

Autor

Łukasz Warzecha

Publicysta „Do Rzeczy”

Bywają exposé ministrów spraw zagranicznych całkowicie bezosobowe. A bywają takie, na których osoba wygłaszającego wywiera niezaprzeczalne piętno. Dobre lub złe. Kwietniowe wystąpienie Radosława Sikorskiego było z pewnością jego autorskim exposé, tym ważniejszym, że sygnalizującym kierunek polityki zagranicznej obecnego rządu, i to w czasie dla świata wyjątkowym. Pokazywało również stosunek do oponentów. Nie chodzi jedynie o PiS, a może nawet nie przede wszystkim o największą partię opozycyjną, ale po prostu o tych, którzy mają problem z opisanym przez szefa MSZ kierunkiem, szczególnie w kwestii Unii Europejskiej.  

Pozostało 94% artykułu
0 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
felietony
Wciąż nie wiemy, czy przyszłość Polski zależy tylko od nas
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: W polityce walka z krzyżem to ryzykowny wybór
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Jarosław Kaczyński i Donald Tusk – panom już dziękujemy
Opinie polityczno - społeczne
Adam Lipowski: NATO wspiera Ukrainę na tyle, by nie przegrała wojny, ale i nie wygrała z Rosją
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Polska nie powinna delegować swej obrony do mało wiarygodnego partnera – Niemiec