Okazało się, że przedmioty wydobywane z wraków swoim stanem zachowania niejednokrotnie przewyższają zabytki odkopywane na lądzie. Współczesna technika umożliwiająca coraz dokładniejsze badania wraków jeszcze potęguje te cechy archeologii podwodnej. Rozwój tej dziedziny badawczej umożliwiły roboty podwodne – zwiększyły zakres badań w sposób skokowy. Jeden z najnowszych przykładów to odnalezienie wraku statku SS „Mesaba”.
Technika na dnie morza
Gdy feralnej nocy 14 kwietnia 1912 r. „Titanic” – słynny transatlantyk reklamowany jako „niezatapialny” – przemierzał północny Atlantyk, na tym szlaku nie był sam. Ten rejon oceanu pokonywało tej nocy jeszcze kilka innych statków, wśród nich „Mesaba”. Jednostka ta wysyłała ostrzeżenie przed niepokojąco wielką masą lodu na szlaku... Koniec tej historii znamy: o godzinie 23.40 „Titanic” rozpruł burtę o górę lodową i poszedł na dno. Życie straciło ponad 1500 osób. Natomiast parowiec „Mesaba” nie ucierpiał wtedy w najmniejszym stopniu. Pływał po północnym Atlantyku jeszcze przez sześć lat. Jego los dopełnił się w 1918 r. – zatopił go niemiecki okręt podwodny, zginęło wówczas 20 ludzi.
Naukowcy z brytyjskich uniwersytetów w Bournemouth oraz Bangor zlokalizowali wrak parowca na Morzu Irlandzkim. Dokonali tego, posługując się najnowocześniejszym urządzeniem, jakim jest wielowiązkowy sonar Multibeam Echosounder. Umożliwia on odkrywanie i rozróżnianie na dnie, na dużej głębokości, obiektów metalowych, drewnianych (a więc wraków) oraz naturalnych. Technologia ta jest obecnie intensywnie wykorzystywana w archeologii podwodnej, ponieważ umożliwia kartografowanie dna, również w wodach o ograniczonej lub wręcz zerowej widoczności. Multibeam Echosounder zapewniający rozdzielczość rzędu kilku centymetrów zainstalowany był na statku oceanograficznym „Prince Madog”.
Wyniki obserwacji dna za pomocą tego urządzenia przeszły najśmielsze oczekiwania badaczy. Zlokalizowano w ten sposób 273 wraki na obszarze nieco ponad 12 tysięcy kilometrów kwadratowych Morza Irlandzkiego. Są wśród nich okręty podwodne, parowce i kutry rybackie. Kwerenda w bazie danych Biura Hydrograficznego Wielkiej Brytanii oraz podobnych instytucji w innych krajach umożliwiła identyfikację 172 jednostek. Ten wynik jest imponujący, bo przecież – jak podkreśla dr Tomasz Bednarz z Narodowego Muzeum Morskiego w Gdańsku – „większość wraków statków, na których nurkują archeolodzy podwodni, jest anonimowa. Rzadko znajdujemy na nich nazwę widniejącą na burcie”.
Nurkowie nie nurkują
Archeologiczne badania podwodne wchodzą w nową fazę także pod względem organizacji i skali. UNESCO zorganizowało poszukiwania w obrębie Banc des Esquerquis. Jest to tzw. płycizna pomiędzy Włochami (Sycylią) a Tunezją (Afryką) – to od dawna jeden z najniebezpieczniejszych rejonów Morza Śródziemnego. Właśnie z tego powodu akwen ten bywa nazywany „cmentarzyskiem wraków”. Począwszy od starożytności, aż do czasów współczesnych, poszło tam na dno bardzo wiele jednostek. Nic dziwnego, skoro skały kryją się tam miejscami zaledwie kilkadziesiąt centymetrów pod powierzchnią wody. W tej strefie występują miejscowe silne prądy morskie (nawet teraz bardzo niebezpieczne dla nieostrożnych skiperów jachtów). Wszystko to sprawia, że badania archeologiczne są tam wyjątkowo obiecujące, atrakcyjne, ale zarazem ekstremalnie trudne.