Zręczny polityk o makiawelicznych umiejętnościach – tak najczęściej przedstawiany jest słynny kardynał Richelieu, który jako szara eminencja przez wiele lat współrządził Francją. Wiktor Hugo pisał o nim: „wielki kardynał o zakrwawionych dłoniach i szkarłatnej sukni”. Prowadząc życie pełne intryg, niebezpiecznych związków i niejasnych transakcji, był Richelieu nieodrodnym synem swojej epoki. Prof. Andrzej Zajączkowski nazwał go „człowiekiem krawędzi”, ponieważ kardynał od chwili narodzin przekraczał wszelkie granice.
Pierwszą była ta związana ze statusem społecznym. Późniejszy kardynał Armand Jean Richelieu przyszedł bowiem na świat (1585 r.) w rodzinie zubożałego szlachcica, który oprócz Armanda miał na utrzymaniu jeszcze czworo dzieci. Mimo przeszkód dość szybko piął się w górę dzięki niebywałej inteligencji, ambicji i sile charakteru. W wieku dwudziestu kilku lat został biskupem, a 15 lat później – dzięki poparciu Marii Medycejskiej – kardynałem. Mając niespełna 40 lat, sprawował już funkcję pierwszego królewskiego ministra.
Swój sukces zawdzięczał błyskotliwym umiejętnościom mediacji, które okazał podczas ostrego konfliktu Ludwika XIII z królową matką. Spór obojga miał podłoże ambicjonalne. Król, do czasu uzyskania pełnoletności będący przez wiele lat pod władzą Marii Medycejskiej, postanowił wreszcie zyskać samodzielność w rządzeniu. Królowa regentka nie wyobrażała sobie jednak utraty wpływów na rzecz syna, co doprowadziło niemalże do wojny domowej. Warto pamiętać, że w Europie toczyła się już wojna trzydziestoletnia, co tym bardziej pogarszało sytuację wewnętrzną Francji. Dwór Medyceuszki pogrążony był w intrygach i walce wszystkich ze wszystkimi, sam zaś kraj pochłonięty był krwawymi sporami między hugenotami i katolikami.
Ludwik XIII postanowił jednym ruchem zakończyć rządy matki, nakazując jej wyjazd do dalekich posiadłości. Na wygnaniu królowej towarzyszył jej ulubieniec – biskup Richelieu, któremu jednak ta sytuacja absolutnie nie była w smak. Przez dwa lata zastanawiał się i ciężko pracował nad tym, by doprowadzić do zgody między obojgiem, a w konsekwencji wrócić do Luwru. W końcu się udało i dwie zwaśnione strony podały sobie ręce. Na pewien czas Richelieu zdołał odsunąć od siebie przerażające widmo pójścia w odstawkę. Jednak kilka lat później problem wrócił ze zdwojoną siłą i o mały włos nie zepchnął biskupa na samo dno.
Polityczne zwierzę
Od tamtej chwili minęło kilka lat, w ciągu których Richelieu systematycznie umacniał swoją pozycję jako dyplomata, doradca i pierwszy minister. Król ufał mu niemal bezgranicznie, choć nie zawsze ich wzajemne relacje były łatwe. Niewątpliwie Ludwik XIII musiał doceniać bystrość i zręczność kardynała, bo ów bardzo szybko poradził sobie z hugenotami, umocnił władzę królewską (jest uważany za twórcę absolutyzmu francuskiego), powołał do życia Akademię Francuską, a nawet zaczął wydawać propagandową gazetę rządową. Richelieu ukierunkował politykę kolonialną Francji, wcześniej jednak rozbudował flotę i armię. Nie da się ukryć – Ludwik XIII potrzebował kardynała. Jego siła i zdecydowanie wręcz umożliwiały królowi prowadzenie beztroskiego dworskiego życia. To kardynał zajmował się eliminowaniem intryg, spisków i buntów. Nie ustawał w analizowaniu faktów, donosów, a nawet plotek. Z dnia na dzień stawał się królowi niezbędny. Bez niego potęga Francji, a i samego Ludwika XIII, szybko ległaby w gruzach. Na szczęście dla króla Richelieu był przede wszystkim żarliwym patriotą – jego absolutne oddanie władcy brało się nie ze służalczości, ale z autentycznej wiary w Ludwika jako symbolu Francji. Richelieu głęboko wierzył w państwo, nie w króla, i dzięki temu był tak bezgranicznie lojalny wobec władcy.