Następnym krokiem do przodu było zaangażowanie w sprawy kobiet posła Luciena Neuwirtha, zwolennika partii gaullistycznej. Mimo konserwatyzmu swojej partii w 1967 r., za zgodą ówczesnego prezydenta de Gaulle'a, przegłosowano w parlamencie legalizację antykoncepcji. Lata 60. to czasy, kiedy aby dokonać aborcji, Francuzki wyjeżdżały do klinik w Anglii czy Holandii, krajów, w których antykoncepcja i aborcja na życzenie były legalne. Mój ojciec, członek partii komunistycznej, miał poglądy polityczne bardzo różne od Neuwirtha, ale mimo to cenił go i podzielał jego zdanie w sprawach antykoncepcji. Dobrze się znali: Neuwirth był zastępcą mera naszego miasta Saint-Etienne. Otwarcie mówił, że jego przekonania w sprawach antykoncepcji były wynikiem jego osobistych doświadczeń, zyskał nawet w potocznym języku przydomek Lulu la pilule (w wolnym tłumaczeniu: „Lulu tabletka").
W 1944 r. Neuwirth przebywał w Londynie u boku generała de Gaulle'a i często spotykał się z „wyzwolonymi", jak na tamte czasy, młodymi Angielkami. Uświadomiło mu to, jak bardzo Francja w stosunku do Anglii jest opóźniona w emancypacji kobiet. Angielskie kobiety już wtedy swobodnie korzystały z antykoncepcji i aborcji. Tzw. prawo Neuwirtha po długich, burzliwych debatach między Kościołem, partiami politycznymi, lekarzami i mediami, zostało ostatecznie przegłosowane w grudniu 1967 r. Pamiętam, miałem wówczas 16 lat, że poseł Neuwirth zmuszony był zabrać swoją córkę ze szkoły obok mojego domu, ponieważ rodzice innych uczniów i dyrektorka college'u uważali, że „dziewczyna na pewno za dużo wie" i zagraża reputacji szkoły. Działacze ruchu pro-life, uważając to przegłosowane prawo za niemoralne, wymalowali na drzwiach domu Neuwirtha napis „Łajdak".
Lucien Neuwirth, który przez pół roku wraz z lewicowymi posłami walczył o to prawo, z przykrością musiał stwierdzić, że administracja celowo opóźnia sporządzenie dekretów wykonawczych. Zajęło jej to trzy lata. Wreszcie w 1970 r. tabletki antykoncepcyjne znalazły się w aptekach. Jednak sprzedaż była obwarowana wieloma obostrzeniami. Oprócz recepty farmaceuta żądał pisemnej zgody rodziców, jeśli kobieta miała mniej niż 21 lat, a także zapisywał jej imię, nazwisko i adres. W konsekwencji pokątne aborcje w dalszym ciągu były wykonywane i w 1970 r. osiągnęły liczbę 200 tysięcy, a 300 kobiet w ich wyniku zmarło.
27 marca 1971 r. na łamach gazety „Le Monde" ukazał się tekst „Laissez-les vivre" (tłum. „Dajcie im żyć"), którego autorami byli członkowie stowarzyszenia walczącego z prawem do aborcji. Natychmiastową odpowiedzią na ten tekst była publikacja, w atmosferze bardzo dużego rozgłosu w dwóch gazetach, „Politique Hebdo" i „Le Nouvel Observateur", tzw. Manifestu 343. Tekst, z celowo prowokacyjnym tytułem „Przerwałam ciążę", podpisały 343 kobiety, które przyznawały się do złamania obowiązującego wówczas prawa i nawoływały kobiety do nieposłuszeństwa, dopóki zakaz będzie istniał we francuskim prawie. Niektóre z sygnatariuszek manifestu były bardzo znane: aktorki – Catherine Deneuve, Jeanne Moreau, Marina Vlady, pisarki – Marguerite Duras, Françoise Sagan, Simone de Beauvoir czy przyjaciółka tej ostatniej Gisele Halimi, znana feministyczna adwokatka. Publikacja ta uderzyła rykoszetem w Kościół, a także partie konserwatywne. Znany z prześmiewczych tonów „Charlie Hebdo" pytał na pierwszej stronie: „Kto zapłodnił te 343 dziwki?". Opinia publiczna powoli zaczęła zmieniać zdanie, prawo zabraniające przerywania ciąży stało się obiektem kpin, do czego dzielnie przyczyniły się znane i wpływowe osobistości. Obrońcy tego prawa zdali sobie sprawę, jak ciężko będzie w tej sytuacji utrzymać status quo.
Ruch Wyzwolenia Kobiet
Początek lat 70. to także złoty okres dla MLF (Ruch Wyzwolenia Kobiet). Ruch, który z właściwym tylko kobietom tupetem, a jednocześnie bardzo skutecznie, domagał się emancypacji kobiet, organizował marsze uliczne, zakłócał wszystkie spektakle i imprezy, na których dostrzegał „tę nieznośną dominację mężczyzn". W październiku 1972 r. w sądzie w podparyskim Bobigny rozpoczęła się rozprawa dotycząca nielegalnego przerwania ciąży, która odbiła się szerokim echem w opinii publicznej. Działaczki ruchu MLF zorganizowały manifestację pod oknami sądu. W środku sąd miał orzec w sprawie czterech kobiet: matki Michele Chevalier, jej córki Marie-Claire, zgwałconej w ciąży siedemnastolatki, i dwóch koleżanek matki, które pomogły nastolatce w dokonaniu aborcji. Czy sędziowie chcieli surowo ukarać winowajczynie? Z pewnością nie, ale Marie-Claire za aborcję, a trzy pozostałe kobiety za pomoc podlegały osądzeniu na podstawie 317 artykułu francuskiego kodeksu karnego. Obrończynią kobiet została Gisele Halimi, wspomniana wcześniej sygnatariuszka „Manifestu 343". W czasie tego pokazowego procesu adwokatka wykazała się olbrzymią silą perswazji i skutecznością. Poza salą sądową, na ulicach, kobiety z ruchu MLF wykrzykiwały hasło: „Anglia dla bogatych, więzienie dla biednych". Sam proces toczył się za zamkniętymi drzwiami, ale wyrok został ogłoszony na jawnym posiedzeniu. Sąd uniewinnił Marie-Claire, matka została ukarana symbolicznym mandatem, a dwóm pozostałym kobietom sprawa została umorzona.
„Prawo Neuwirtha", „Manifest 343" czy „proces kobiet z Bobigny" stały się w latach 70. XX wieku kolejnymi decydującymi etapami w zmianie sposobu myślenia społeczeństwa na temat emancypacji kobiet. Zaczęto rozumieć, że gra toczy się o wielką stawkę, to znaczy o prawo kobiet do decydowania samodzielnie o swoim ciele, o liczbie posiadanych dzieci, o planowaniu, kiedy te dzieci będą rodzić. Dążenie do większej swobody seksualnej, które było jednym z żądań studentów podczas olbrzymiego kulturalnego, społecznego i politycznego ruchu maj '68, nabierało coraz większego rozpędu. Nawet prezydent Giscard d'Estaing, który w 1974 r. zwyciężył z François Mitterrandem, musiał się z tym faktem liczyć, tym bardziej że przedstawiał się w kampanii jako ten, który zrozumiał Francuzów.