Niemcy raczej z obowiązku uczestniczą w międzynarodowych obchodach okrągłych rocznic związanych z II wojną światową, takich jak tegoroczne 75-lecie desantu na Normandię lub nadchodzące 80-lecie wybuchu wojny. Za to nasi zachodni sąsiedzi będą z pompą celebrować 75. rocznicę 20 lipca 1944 r. Tego dnia Claus Schenk hrabia von Stauffenberg, kierując nieudanym puczem, usiłował zabić Führera, podkładając bombę w Wilczym Szańcu. To wydarzenie stało się osnową kultu Stauffenberga i jego kompanów, jaki dziś w Niemczech panuje. Jutro kanclerz Merkel przyjmie paradę w Berlinie i przemówi do rekrutów. Gdy z Polski będziemy śledzić te obchody ku czci niemieckich „bohaterów", powinniśmy sobie postawić pytanie: czy ta szczególna rocznica powinna nas zajmować?
Kult zbrodniarzy
Otóż powinna. Kult Stauffenberga dał bowiem podwaliny dla rozpowszechniającej się obecnie w Niemczech i Unii Europejskiej historycznej narracji, wedle której naród niemiecki nie jest odpowiedzialny za zbrodnie hitleryzmu, bo był okupowany przez odrębną od Niemców bandę „Nazistów" i... stawiał opór. Pod koniec wojny Niemcy zostały więc „wyzwolone", tak jak Francja czy Belgia. Od tego jest już bardzo krótki dystans do opowieści, że Holokaust był międzynarodowym przedsięwzięciem, popełnionym przez tych dziwnych „Nazistów" wraz z ich poplecznikami w całej Europie, w tym szczególnie z Polakami.
Tymczasem kult Stauffenberga zbudowany jest na kłamstwie, które polega na przemilczaniu zbrodni popełnionych w Polsce oraz na Wschodzie przez wiodących puczystów. Takie retuszowanie historii pozwoliło pasować ich w Niemczech na rycerskich „bojowników ruchu oporu", Widerstandskämpfer.
Niedawno opublikowałem studium o zbrodniczych czynach trzech kluczowych postaci: samego Stauffenberga i jego sojuszników – generała Henninga von Tresckowa i Fritza-Dietlofa hrabiego von der Schulenburga. Moja praca pt. „The German Military Opposition and National Socialist Crimes" (Niemiecka wojskowa opozycja a narodowosocjalistyczne zbrodnie) ukazała się w renomowanym anglosaskim czasopiśmie naukowym „War in History". To, co opisuję, znalazłem bez trudu w archiwach, ale niemieccy „klasyczni" biografowie się do nich po prostu nie pofatygowali.
Co odkryłem, badając źródła? Tresckow kierował konspiracją wojskową na froncie wschodnim i miał zostać szefem niemieckiej policji, gdyby pucz się udał. Problem w tym, że w roku 1939 był uwikłany w zbrodnie w Polsce, a gdy na Wschodzie dowodził operacjami grupy wojsk „Środek", był współodpowiedzialny za mordy na milionach sowieckich jeńców i cywilów. Schulenburg w 1938 r. pełnił funkcję wiceszefa policji Berlina podczas rządowego pogromu nocy kryształowej. Niecały rok później, na stanowisku gubernatora Śląska, kierował krwawym wcieleniem polskiego zagłębia przemysłowego do Rzeszy oraz rabowaniem i wypędzeniem tysięcy Polaków i Żydów. Ten zbrodniarz był typowany na ministra spraw wewnętrznych Niemiec.