Bomby, które spadły na Hiroszimę i Nagasaki, były dla ZSRR sygnałem nadchodzących zmian na politycznej mapie świata. Sygnał był jasny. Rządzić będą ci, którzy opanują atom. Dla Sowietów priorytetem stało się uzyskanie wiedzy potrzebnej do zbudowania broni nowej ery – broni, która nie tylko dogoni USA w wyścigu zbrojeń, ale przede wszystkim pozwoli ZSRR stać się militarną potęgą. Pod pozorem pomocy humanitarnej najwięksi radzieccy naukowcy zostali wysłani w rejony eksplozji. Skupili się na efektach wybuchu, pozostając zupełnie obojętni na los ofiar czy niesienie pomocy. Po powrocie do kraju i złożeniu szczegółowego raportu zapadła decyzja. Za wszelką cenę Kraj Rad musi zdobyć tę cudowną broń. Rosjanom zależało na czasie.
Budowa bomby jądrowej wymagała rozwiniętej wiedzy teoretycznej i praktycznej w zakresie technologii atomowej. Sowietom tej wiedzy brakowało, gdyż fizyka kwantowa czy teoria względności była w socjalistycznym państwie z gruntu zła ideologicznie. Wywiad radziecki jednak się spisał i plany budowy bomby atomowej zostały w krótkim czasie wykradzione Amerykanom. Przypuszcza się, że dokonał tego Klaus Fuchs, niemiecki fizyk i tajny współpracownik GRU, radzieckiego wywiadu wojskowego. W 1943 r. wyjechał do USA, gdzie uczestniczył w programie „Manhattan", czyli w pracach nad pierwszą bombą atomową. W 1950 r. został zdekonspirowany i za szpiegostwo skazany na 14 lat więzienia. Uważa się, że przekazane przez niego informacje znacząco przyspieszyły prace nad radziecką bombą atomową, którymi kierował Andriej Sacharow. Projekt potrzebował ogromnych nakładów finansowych i ściśle tajnej lokalizacji. Wybrano daleki zakątek Kazachstanu koło Semipałatyńska. Obszar o powierzchni 18 mln ha stał się pierwszym w ZSRR poligonem nuklearnym, na którym do 1963 r. oficjalnie przeprowadzono 468 naziemnych i podziemnych wybuchów jądrowych.
W imię pokoju
„W imię pokoju na świecie radziecka władza i partia podjęły decyzję o utworzeniu w Semipałatyńsku poligonu atomowego. Uczyniono to wyłącznie w celach pokojowych". Taki był oficjalny przekaz, który poszedł w świat. 29 sierpnia 1949 r. na poligonie koło Semipałatyńska przeprowadzono pierwszą próbę z bombą atomową. Aby móc realnie ocenić skutki wybuchu, wzniesiono imitacje dzielnic mieszkaniowych, schronów, bunkrów, lotniska, a nawet metra. Wybuch był 30 razy potężniejszy niż w Hiroszimie, a jego skutki oszołomiły naukowców. Po eksplozji widok był przerażający. Wszystko zniknęło. Wszędzie leżały dziesiątki martwych ptaków z nadpalonymi skrzydłami. Sacharow tak opisywał to w swoich wspomnieniach: „Budynki zmiecione jak domki z kart, odór popękanych cegieł, stopione szkło. Kiedy widzi się to wszystko na własne oczy, coś się w człowieku zmienia. Rozumieć coś w sposób abstrakcyjny to zupełnie co innego, niż czuć to całą swoją istotą, jak realność życia i śmierci". Wywiad Stanów Zjednoczonych nazwał tę próbę „Joe-1". Bomba była wierną kopią amerykańskiej bomby plutonowej Fat Man. Dla Amerykanów stało się jasne, że chcąc utrzymać swoją pozycję, muszą przyspieszyć prace nad własnym potencjałem nuklearnym.
Amerykańską odpowiedzią na próby ZSRR była operacja „Ivy". 1 listopada 1952 r. fizycy Edward Teller i Stanisław Ulam przeprowadzili na atolu Enewetak na Oceanie Spokojnym udane testy pierwszej bomby wodorowej o nazwie Mike. Wybuch miał siłę około 700 bomb zrzuconych na Hiroszimę i był tak potężny, że fragment atolu wyparował, a w jego miejscu powstał krater o średnicy blisko 2 km i głębokości 50 m.
Snieżok
Amerykańskie i sowieckie próby jądrowe rozpaliły wyobraźnię uczonych i samego Chruszczowa, który za wszelką cenę chciał zgłębić możliwości ładunków nuklearnych. 14 września 1954 r. na poligonie Tockoje odbyły się manewry pod kryptonimem Snieżok z udziałem ministra obrony marszałka Gieorgija Żukowa. Ich celem było przełamanie frontu siłami korpusu piechoty, a następnie przeciwuderzenie przy użyciu broni jądrowej i zniszczenie obrony przeciwnika. Na poligonie stacjonowało 45 tys. żołnierzy specjalnej jednostki. Była tak tajna, że nie miała nawet numeru. Oficjalnie nie istniała. Na całym terenie rozstawiono ciężki sprzęt, wykopano okopy, rozłożono zasieki, ustawiono budynki i rozmieszczono zwierzęta. O godz. 9.33 z bombowca Tu-4 na poligon zrzucono bombę o wdzięcznej nazwie Tatiana. Falę uderzeniową, która zmiotła wszystko, co znajdowało się na powierzchni, poprzedził ogromny huk i oślepiający błysk. 10 minut po wybuchu na rozkaz generała Buganina 45 tys. żołnierzy przeszło przez epicentrum wybuchu i ruszyło do pozorowanego natarcia.