Zdzisław Najder: Solidarność i jej mit

NSZZ Solidarność miał być związkiem zawodowym nowego typu. Brałem udział w rozmowach o jego planowanym statucie w kawiarni Państwowych Zakładów Wydawnictw Szkolnych (przemianowanego Państwowego Wydawnictwa Książek Szkolnych we Lwowie). Naradzali się prof. Wiesław Chrzanowski i Jan Olszewski.

Aktualizacja: 05.02.2017 06:15 Publikacja: 02.02.2017 14:00

Zdzisław Najder, były dyrektor polskiej sekcji Radia Wolna Europa

Zdzisław Najder, były dyrektor polskiej sekcji Radia Wolna Europa

Foto: Fotorzepa, Bartlomiej Zborowski

Autor jest byłym dyrektorem polskiej sekcji Radia Wolna Europa

Pomysłem zasadniczym było odejście od tradycyjnej reguły łączenia się razem według zawodu (a więc np. górnicy węglowi, stoczniowcy) i przejście do zasady regionalnej: łączymy się zgodnie z bliskością topograficzną (a więc razem wykładowcy uniwersytetu, strażnicy i sprzątaczki). Władze w terenie są bliższe członkom i ich codziennym troskom. Wszystkich łączy jedno: praca. I godność człowieka pracy.

Ta nowa zasada zafascynowała i zachwyciła Jana Pawła II. Znałem Karola Wojtyłę jeszcze z Krakowa, bo zaprosił mnie na konferencję o Zygmuncie Krasińskim i przez trzy wieczory siadaliśmy naprzeciw siebie przy kolacjach; lubił żartować. Po objęciu stanowiska dyrektora Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa uzyskałem u niego specjalną (i tajną) audiencję. Obecni byli: papież, jego sekretarz ksiądz Stanisław Dziwisz, jego (i mój) przyjaciel Bohdan Cywiński i ja. Kiedy wspomniałem Solidarność (byłem oficjalnym doradcą jej Biura Zagranicznego i podziemnej Tymczasowej Komisji Porozumiewawczej), papież się rozpromienił. Ideę powiązania pracy z poczuciem ludzkiej godności (i wolności) uważał za wspaniałą. We wrześniu 1981 r. rozwinął ją w swojej encyklice „Laborem exercens". Cywiński wojażował z tą nową ewangelią po całym świecie, budząc wielkie zainteresowanie zwłaszcza w Ameryce Łacińskiej.

Pomoc zagraniczna dla Solidarności była w Polsce potrzebna. Działaczy, nawet najdrobniejszych, władze PRL prześladowały i najchętniej wypychały za granicę. Wsparcie finansowe bogatej AFL-CIO, centrali amerykańskich związków zawodowych, która roztaczała opiekę nad wszystkimi związkowymi emigrantami do USA, było hojne. Uchroniło od niedostatku wiele rodzin, ale okazało się swego rodzaju pułapką. Członkom Solidarności załatwiano wizy pobytowe i bilety na samolot, a następnie wypuszczano w Amerykę bez żadnej opieki. Byli tacy, którzy od razu złapali jakieś znakomicie płatne, choć niebezpieczne zajęcia (jak czyszczenie wielkich kotłów), inni się rozpełźli, zagubili i rozpili. Statystyk nikt nie prowadził. Dla Polski zostali już straceni, a była to śmietanka ruchu związkowego.

Rozmawiałem kiedyś o tym z prof. Michałem Kleiberem, wówczas prezesem PAN: straty dla kraju wyceniliśmy na poziomie około 800 tysięcy ludzi, czyli jeszcze jednego powstania narodowego. Tyle że to powstanie nie pozostawiło po sobie żadnego podniosłego mitu, ale próżnię. Generał Jaruzelski wymóżdżył Polskę. W połowie lat 80. statystyka wykazała w kraju wyraźny spadek odsetka ludzi z wyższym wykształceniem. I to była katastrofa spowodowana przez stan wojenny, bardziej dotkliwa niż tragiczne ofiary w Lubaniu i kopalni Wujek.

Solidarność głosiła zasady niemające nic wspólnego z bieżącymi interesami materialnymi jej członków. Odczuli to wszyscy, gdy w grudniu 1981 r. trzeba było zejść do podziemia. Lech Wałęsa sprawdził się w chwili próby: jako przewodniczący zachowywał się dzielnie i chytrze. Ale istoty sprawy jakby nie rozumiał. Okazało się to, kiedy bezwarunkowo poparł plan Leszka Balcerowicza słowami „Solidarność to reforma". Nie – reforma Balcerowicza to był powrót do nieokrzesanego kapitalizmu, innego niż społeczna gospodarka rynkowa, postulowana przez kościoły chrześcijańskie z katolickim na czele. Za reformę Leszka Balcerowicza (do grudnia 1981 r. członka PZPR) nikt nie miał zamiaru siedzieć.

Autor jest byłym dyrektorem polskiej sekcji Radia Wolna Europa

Pomysłem zasadniczym było odejście od tradycyjnej reguły łączenia się razem według zawodu (a więc np. górnicy węglowi, stoczniowcy) i przejście do zasady regionalnej: łączymy się zgodnie z bliskością topograficzną (a więc razem wykładowcy uniwersytetu, strażnicy i sprzątaczki). Władze w terenie są bliższe członkom i ich codziennym troskom. Wszystkich łączy jedno: praca. I godność człowieka pracy.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Oskarżony prokurator stanu wojennego
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater