Tragizm Wielkiej Szpery

81. rocznica Wielkiej Szpery w łódzkim getcie uświadamia nam, że nie ma absolutnie żadnej granicy zła, której człowiek by nie przekroczył. Nawet jeśli w grę wchodzi życie bezbronnych dzieci.

Publikacja: 31.08.2023 21:00

Zdjęcie wykonane w getcie łódzkim w 1941 r. Na niewielkim obszarze Niemcy zgromadzili ok. 140 tys. Ż

Zdjęcie wykonane w getcie łódzkim w 1941 r. Na niewielkim obszarze Niemcy zgromadzili ok. 140 tys. Żydów (szacuje się, że na 1 km² przypadało 42 587 osób, a na jedną izbę sześciu lub siedmiu lokatorów). Niemal wszyscy zostali zamordowani przez hitlerowców

Foto: East News

Ten najmroczniejszy okres w historii ludzkości nie był wybredny w kwestii swoich ofiar. Łakomie pochłaniał zarówno żołnierzy wszystkich walczących stron, jak i cywilów z każdego państwa zaangażowanego w wojnę. Był tak samo bezwzględny wobec osób absolutnie wszystkich płci i w każdym wieku. Ze zrozumiałych względów ofiary dziecięce, a więc te najbardziej bezbronne, szczególnie działają na naszą wyobraźnię. Przykładów na zbrodnie przeciwko dzieciom w latach 1939–1945 niestety nie brakuje. Jednym z najbardziej poruszających jest chyba właśnie Wielka Szpera.

„Mały Oświęcim” w Łodzi

Zanim doszło do tej wołającej o pomstę do nieba zbrodni, musiał upłynąć określony czas, jaki hitlerowcy potrzebowali do przygotowania dla niej gruntu. Za miejsce jej przeprowadzenia obrali Łódź, polskie miasto przemysłowe, które – podobnie jak tysiące innych miast, miasteczek i wsi – pod okupacją stało się świadkiem niezliczonych zbrodni najeźdźcy. To właśnie w Łodzi Niemcy stworzyli „mały Oświęcim”, czyli obóz przeznaczony dla polskich dzieci uznanych za niewartościowe rasowo. W dziecięcym obozie przy ul. Przemysłowej nie było komór gazowych, gdyż zwyczajnie nie były one oprawcom potrzebne – swoje ofiary wykańczali ciężką fizyczną pracą, nieustannym biciem i przemocą, a także potwornym głodem oraz skrajnie złymi warunkami sanitarnymi.

To w Łodzi także mieścił się obóz zbiorczy, do którego trafiali Polacy wysiedlani przez Niemców z obszaru całego kraju. Tam wszystkich – a zwłaszcza dzieci, a więc najbardziej „obiecujący” materiał do wynarodowienia – poddawano szczegółowym „badaniom”, mającym określić ich wartościowość rasową oraz ewentualną przydatność w dziele „umacniania niemczyzny”. Nieraz dochodziło do tragikomicznych sytuacji, gdy każdy z członków jednej rodziny zostawał uznany za przedstawiciela innej rasy. Od wyników tych pseudobadań zależały dalsze losy osadzonych. Zakwalifikowanych jako wartościowych rasowo kierowano do Niemiec w celu „przywrócenia ich niemieckości”, a uznanych za niegodnych tego „zaszczytu” skazywano na poniewierkę na robotach przymusowych lub w obozach koncentracyjnych.

ielką Szperę w łódzkim getcie przeprowadzono między 5 a 12 września 1942 r. Policjanci żydowscy i Ni

ielką Szperę w łódzkim getcie przeprowadzono między 5 a 12 września 1942 r. Policjanci żydowscy i Niemcy zabierali wszystkich powyżej 65. roku życia, chorych i dzieci do lat 10. Wywieziono ich do niemieckiego obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem

Wikimedia Commons

Także niewielka miejscowość Helenów pod Łodzią stała się scenerią realizacji chorych wizji zrodzonych w nazistowskich umysłach. To tam jesienią 1941 r. utworzono „eksperymentalny obóz poprawy rasy nordyckiej”, pierwszy tego typu ośrodek „na odzyskanych ziemiach wschodnich”. Jakie barbarzyństwo kryło się pod tą zagadkową nazwą? Sprawozdanie Delegatury Rządu na Kraj z lat 1941–1942 ujawnia: „Jesienią 1941 roku, kiedy prace wstępne na terenie obozu zostały zakończone, społeczeństwo polskie w Łódzkim i Poznańskim przeraziły masowe zaginięcia młodych chłopców i dziewcząt o wzorowej budowie fizycznej, niebieskich oczach, jasnych włosach itp. Część zaginionych po kilkunastu dniach powróciła do domów. Po reszcie zaginął wszelki ślad: później przyszły od nich wiadomości z Helenowa, oczywiście drogą nielegalną. Złapaną na ulicach czy w pociągach młodzież polską zabierano do Łodzi, gdzie poddawano ją wszechstronnemu badaniu lekarskiemu. Osoby, które przeszły je pomyślnie, kierowano do Helenowa […]. We wrześniu każdy z domków na terenie obozu zamieszkany został przez młodocianą parę: Niemca i Polkę lub Polaka i Niemkę. Warto podkreślić doskonałe odżywianie w obozie, a także niespotykane nigdzie indziej równe traktowanie Polaków i Niemców. Jedynym obowiązkiem, którego nie wolno było uniknąć, okazało się utrzymywanie stosunków płciowych między mieszkańcami domków. Obowiązek ten był kontrolowany przez personel lekarski obozu, a jakiekolwiek wykroczenia przeciw niemu karano najsurowiej. Na tle zmuszania polskich dziewcząt do stosunków z Niemcami doszło do kilku nieudanych prób samobójczych. Kierownictwo obozu zareagowało na to pogadankami o szczególnym znaczeniu czystości rasowej w życiu narodu niemieckiego i polskiego. Dziewczęta, które zaszły w ciążę, wywożono do Niemiec, gdzie po rozwiązaniu odbierano im dziecko i oddawano na wychowanie niemieckim rodzinom […]. Chłopcy przeważnie wracali do domów, ale ślady psychiczne jednak, jakie pozostawił na nich »obóz poprawy rasy nordyckiej«, nie dały się już zatrzeć”.

Łódzkie getto

Chociaż więc przytoczone fakty dowodzą ponad wszelką wątpliwość, jak okrutnie czas wojny obszedł się z najmłodszymi łodzianami, to istniała jednak taka ich kategoria, która była skazana na śmierć całkowicie z góry i bezapelacyjnie. Mowa oczywiście o tych, na których nie tylko w ogóle nie patrzono pod kątem oceny rasowej, ale z samego założenia uznano za główne zagrożenie wobec jej czystości, a więc o Żydach stanowiących przed wojną aż 1/3 liczby ludności miasta. Być może to właśnie tak duży odsetek ludności żydowskiej w Łodzi sprawił, że akurat tutaj hitlerowcy przystąpili do planów tworzenia getta wyjątkowo szybko, bo już w 1939 r. (większość gett powstała w połowie lub pod koniec 1940 r.). Oczywiście zlokalizowano je w najbardziej zaniedbanej i najbiedniejszej części miasta. Na niewielkim obszarze zgromadzono ok. 140 tys. ludzi. Szacuje się, że na 1 km² przypadało 42 587 osób, a na jedną izbę sześciu lub siedmiu lokatorów.

Życie stłoczonych w łódzkim getcie nieszczęśników nie różniło się zbytnio od gehenny, jaką przeżywali ich rodacy w gettach innych okupowanych miast. Potworna ciasnota stanowiąca pożywkę dla wszelkiego rodzaju chorób, niewyobrażalny głód czy nieustanna przemoc ze strony strażników stanowiły mianownik wspólny definiujący codzienność mieszkańców wszystkich gett. Bezprecedensowym wydarzeniem, które nie miało jednak miejsca nigdzie indziej i stało się kamieniem milowym dzielącym historię łódzkiego getta na dwie części, okazała się dopiero Wielka Szpera, która nastąpiła we wrześniu 1942 r.

Była ona bezpośrednim pokłosiem decyzji Niemców o przekształceniu getta w obóz pracy. W pierwszej fazie funkcjonowania getta w miarę możliwości starano się jeszcze odtwarzać formy i instytucje przedwojenne. Chaim Mordechaj Rumkowski, przed wojną bogaty przemysłowiec, a po utworzeniu getta mianowany przez Niemców przewodniczącym Starszeństwa Żydów w Łodzi, szczególnie dużą wagę przykładał do zorganizowania i podtrzymania istnienia szkół dla dzieci oraz młodzieży. Placówki oświatowe nie tylko kształciły najmłodszych mieszkańców getta, ale też pozwalały im choć na chwilę zapomnieć o otaczającym ich koszmarze i oferowały namiastkę normalnego życia.

Przez pewien czas Niemcy tolerowali aktywność Rumkowskiego, chociaż sami nie widzieli absolutnie żadnej korzyści w kształceniu istot skazanych na zagładę. Wiosną 1942 r. doszli jednak do wniosku, że dość „marnowania czasu”, i na murach getta zawisły plakaty informujące o zamykaniu szkół oraz obligujące młodzież i nauczycieli do natychmiastowego podjęcia pracy w zakładach wspierających Rzeszę. Chociaż Żydzi ze smutkiem przyjęli ten kolejny cios, to nie spodziewali się, że najgorsze jest jeszcze przed nimi…

Przygotowania Niemców do Wielkiej Szpery

Wkrótce okupanci uznali, że nie tylko nie są im potrzebne wykształcone żydowskie dzieci, ale też że nie są im potrzebne w ogóle żadne z nich. W ich zdeprawowanych umysłach pojawiło się przekonanie, iż niezdolne do pracy małe dzieci, a także osoby starsze i chore stanowią zbędny balast we wzorcowym „obozie pracy”, w którym wszyscy powinni jedynie pracować w pocie czoła na rzecz Niemiec. Recepta Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy była brutalnie prosta: należało pozbyć się z getta wszystkich „zbędnych i nieprodukcyjnych” jednostek, marnotrawiących jedynie przestrzeń i pożywienie...

Eliminującą je akcję zaplanowano na 5–12 września 1942 r. Sucho poinformowano mieszkańców getta w kolejnej odezwie, iż w tym terminie mają bezwzględny obowiązek pozostania w mieszkaniach i wydania krążącej po domach żydowskiej policji wszystkich dzieci poniżej 10. roku życia, seniorów powyżej 65. roku życia oraz niezdolnych do pracy chorych. To właśnie od niemieckiego zwrotu oznaczającego zakaz opuszczania domów – Allgemeine Gehsperre – akcja wzięła swoją nazwę. Wskazane osoby zamierzano wywieźć do obozu zagłady w Chełmnie, gdzie ofiary uśmiercano m.in. za pomocą mobilnych komór gazowych oraz gazu spalinowego.

Ten bestialski rozkaz wzbudził niemożliwy do opisania szok mieszkańców getta, którzy – chociaż doświadczali okrucieństwa okupanta już od lat – nie potrafili uwierzyć, że może ich teraz spotkać coś tak strasznego. Naturalnie najbardziej wstrząśnięci byli rodzice, którzy nie wyobrażali sobie dobrowolnego oddania dziecka władzom i zgodnie zapowiedzieli opór. Zrozpaczeni ludzie tłumnie ruszyli pod biura meldunkowe, chcąc ubłagać urzędników o wprowadzenie zmian w dokumentach mających „postarzyć” zagrożone dzieci i „odmłodzić” seniorów. Gdy bojący się odwetu Niemców urzędnicy odmawiali, desperaci posuwali się do rękoczynów. Wkrótce walki przeniosły się na ulice i pojawiło się zagrożenie, że chcący położyć im kres Niemcy krwawo spacyfikują całe getto.

Chaim Rumkowski nie miał wątpliwości, że są oni do tego zdolni. Zaledwie bowiem kilka dni wcześniej (1–2 września 1942 r.) wróg przeprowadził ewakuację więzienia i szpitali na terenie getta mającą stanowić preludium akcji pozbywania się wszelkich „zbędnych” elementów. Miała ona nieprawdopodobnie brutalny charakter. Ponieważ nie wszyscy pacjenci dobrowolnie opuszczali budynki szpitali, Niemcy wyprowadzali ich siłą lub mordowali na miejscu, a małe dzieci wyrzucali przez okna. W ciągu dwóch dni unicestwili w ten sposób 2 tys. ludzi.

Wstrząśnięty tymi wydarzeniami Rumkowski nie chciał prowokować Niemców do kolejnych aktów przemocy. Chociaż nie był mu nigdy obojętny los dzieci (w latach 1925–1939 pełnił również funkcję prezesa zarządu żydowskiego sierocińca), tym razem uznał, że musi poświęcić je dla dobra całej społeczności.

Zdumiewający apel Chaima Rumkowskiego

4 września, dzień przed planowanym rozpoczęciem Wielkiej Szpery, na głównym placu getta zwanym strażackim zwrócił się do ludności z trudnym do wyobrażenia apelem: „Ponury podmuch uderzył w getto. Żądają od nas, abyśmy zrezygnowali z tego, co mamy najlepszego – naszych dzieci i Starszych. […] W moim wieku, muszę rozłożyć ręce i błagać: Bracia i siostry! Oddajcie mi je! Ojcowie i matki – dajcie mi swoje dzieci! […] Muszę przygotować tę trudną i krwawą operację, muszę odciąć gałęzie, aby ocalić pień. Muszę zabrać dzieci, ponieważ jeżeli tego nie zrobię, inni mogą być także zabrani – broń Boże. […] Wyciągam do was moje złamane, trzęsące się ręce i błagam: dajcie tym rękom ofiary! Tylko tak możemy zapobiec przyszłym cierpieniom i zbiorowość 100 000 Żydów może być zachowana”.

4 września 1942 r., plac strażacki w łódzkim getcie: Chaim Rumkowski przekonuje swych pobratymców, b

4 września 1942 r., plac strażacki w łódzkim getcie: Chaim Rumkowski przekonuje swych pobratymców, by wydali Niemcom własne dzieci, skazując je tym samym na śmierć

DANNY/WIKIPEDIA

Jeśli Rumkowski sądził, że te słowa przekonają jego rodaków do kooperacji w tej zbrodni, to srodze się zawiódł. Gdy następnego dnia oddziały żydowskiej policji, wyposażone w listę wszystkich mieszkańców wraz z datami ich urodzenia, rozpoczęły obchód getta, aby zebrać swoje krwawe żniwo (w ramach „zachęty” policjantom obiecano, iż będą mogli ocalić swoje własne dzieci i rodziców), spotkały się z wyjątkowo silnym oporem. Dochodziło do szarpanin pomiędzy policją a rodzicami dzieci, a odebranie dziecka trwało czasem nawet kilkanaście minut.

Naturalnie wielu rodziców próbowało ukrywać swoje pociechy lub twierdziło, że one zmarły. Policjanci, owładnięci pragnieniem ratowania własnych rodzin, okazali się bezlitośni dla swoich rodaków. Brutalnie przeczesywali wszystkie mieszkania i podwórka, bili opornych, a w najtrudniejszych momentach wzywali Niemców na interwencję. Ci z kolei przeważnie rozwiązywali problem od ręki, zabijając wszystkich na miejscu. Dochodziło do dantejskich scen.

Były więzień Auschwitz Leon Weintraub wspominał: „Dostaliśmy zakaz opuszczania domów, nie szliśmy do pracy. Policjanci żydowscy i Niemcy otaczali czworobok ulic. Szli od mieszkania do mieszkania, zabierali wszystkich powyżej 65. roku życia, chorych i dzieci do lat 10. Wyrywali niemowlęta z ramion rozpaczających matek. Podczas tych dni zastrzelono 200 rodziców, którzy nie chcieli oddać dzieci”. Z kolei inna mieszkanka getta Sara Selver-Urbach opisywała: „O piątej rano potworny krzyk dobiegł od ulicy Wawelskiej. W pierwszej chwili to, co do nas dotarło, było jak upiorne, przeszywające echo, wieszczące coś przerażającego. Był to dźwięk skargi, ale płynącej nie tylko od jednej osoby. To wycie wybuchło z masy ludzi, przede wszystkim kobiet. Wszystkie krzyczały jakby jedna […] Wkrótce zobaczyłyśmy duże, podobne do ciężarówek wozy. Były załadowane dziećmi, a za wozami szły matki, którym właśnie zostały one odebrane. Kobiety oszalałe z desperacji i rozpaczy. Pamiętam, jak jakiś chłopiec w wieku około 8 lat wyskoczył z wozu i zaczął uciekać. Widziałam, jak policjant walczył ze zdesperowaną kobietą, która nie dała się odpędzić od wozów i tak jak ranne zwierzę próbowała wykraść swoje dziecko”.

Chociaż początkowo władze niemieckie nie zamierzały brudzić sobie rąk tak bliskim kontaktem z „podludźmi” i do przeprowadzenia akcji wyznaczyły policję żydowską, to szybko zaczęły żałować tej decyzji. Uznano, że postępuje ona zbyt opieszale, a cała akcja przebiega za wolno. Dlatego po kilku dniach postanowiono o skierowaniu do getta Gestapo i SS, które łamały opór mieszkańców jeszcze brutalniej, przy użyciu broni. Jednak nawet fakt, że policyjne pałki i pięści zastąpiły karabiny maszynowe, nie wpłynął na zmianę postawy bohaterskich rodziców, zdecydowanych walczyć o swoje dzieci do ostatniego tchu.

Wielka Szpera dobiegła końca 12 września, pochłonęła ponad 15 tys. ofiar. Niemieckie władze gładko przeszły nad tą tragedią do porządku dziennego, publikując ogłoszenia o  ponownym, natychmiastowym uruchomieniu fabryk i warsztatów. Od pogrążonych w żałobie i rozpaczy ludzi oczekiwano, że zapomną o utraconych bliskich i jakby nigdy nic powrócą do pracy dla Niemców.

Na koniec warto poświęcić trochę uwagi osobie Chaima Rumkowskiego, którego postępowanie w czasie Wielkiej Szpery budzi kontrowersje. Wielu badaczy nie potrafi ocenić jego apelu o poświęcenie dzieci inaczej niż jako haniebny i niewybaczalny. Niektórzy posuwają się jeszcze dalej, zarzucając mu aktywną kolaborację z Niemcami. W końcu to on (chociaż pod przymusem) zatwierdzał listy osób do wywózki (swoją tylko odsunął w czasie: 29 sierpnia 1944 r. wraz z rodziną został wywieziony ostatnim transportem z Łodzi do niemieckiego obozu zagłady w Auschwitz). Inni badacze podchodzą empatycznie do tej skomplikowanej postaci, tłumacząc jej działania stanem wyższej konieczności oraz absolutnie ekstremalnymi warunkami. Czy moralnie dopuszczalne jest ratowanie czyjegoś życia kosztem innego? Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi.

Według oficjalnych danych w czasie Wielkiej Szpery do obozu zagłady deportowano 15 681 osób, ponadto

Według oficjalnych danych w czasie Wielkiej Szpery do obozu zagłady deportowano 15 681 osób, ponadto na miejscu zamordowano kilkaset osób za stawianie oporu

AUTOR NIEZNANY/WIKIPEDIA

Krytycy Rumkowskiego często porównują jego postawę z decyzją Adama Czerniakowa, prezesa warszawskiego Judenratu, którego postawiono przed podobnym dylematem: Niemcy kazali mu podpisać obwieszczenie o przymusowym wysiedleniu warszawskich Żydów „na wschód”, a w rzeczywistości do obozu zagłady w Treblince. Czerniaków dokonał całkowicie odmiennego wyboru niż Rumkowski. Ani przez chwilę nie stał się narzędziem w rękach hitlerowskich ludobójców. 23 lipca 1942 r. popełnił samobójstwo. Pozostawiony list pożegnalny rozwiewa wszelkie wątpliwości co do motywów, którymi kierował się przy dokonywaniu tego dramatycznego kroku: „Byli u mnie Niemcy i zażądali przygotowania na jutro transportu dzieci. To dopełnia mój kielich goryczy, przecież nie mogę wydawać na śmierć bezbronne dzieci. Postanowiłem odejść. Nie traktujcie tego jako akt tchórzostwa względnie ucieczkę. Jestem bezsilny, serce mi pęka z żalu i litości, dłużej tego znieść nie mogę. Mój czyn wykaże wszystkim prawdę i może naprowadzi na właściwą drogę działania. Zdaję sobie sprawę, że zostawiam Wam ciężkie dziedzictwo. Żądają ode mnie, bym własnymi rękami zabijał dzieci mego narodu. Nie pozostaje mi nic innego, jak umrzeć”.

Ten najmroczniejszy okres w historii ludzkości nie był wybredny w kwestii swoich ofiar. Łakomie pochłaniał zarówno żołnierzy wszystkich walczących stron, jak i cywilów z każdego państwa zaangażowanego w wojnę. Był tak samo bezwzględny wobec osób absolutnie wszystkich płci i w każdym wieku. Ze zrozumiałych względów ofiary dziecięce, a więc te najbardziej bezbronne, szczególnie działają na naszą wyobraźnię. Przykładów na zbrodnie przeciwko dzieciom w latach 1939–1945 niestety nie brakuje. Jednym z najbardziej poruszających jest chyba właśnie Wielka Szpera.

Pozostało 96% artykułu
1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Polska na światowej liście UNESCO. Podwójny cud w życiu Krzysztofa Pawłowskiego
Historia Polski
Zmarła "Niuśka", ostatnia "dziewczyna z Parasola", weteranka Powstania Warszawskiego
Historia Polski
Nie żyje Zofia Czekalska "Sosenka", bohaterka Powstania Warszawskiego
Historia Polski
Zygmunt II August – ostatni z Jagiellonów
Historia Polski
Przy stoliku w Czytelniku